Jedna wizyta w księgarni? Wyliczam: "Pod słońcem Toskanii", "Winnica w Toskanii", "Mądrość Toskanii" "Mój pierwszy rok w Toskanii", "Toskania dzień po dniu", "Wzgórza Toskanii", "Lato Toskanii", "1000 dni w Toskanii", "Moja Toskania", "Za dużo słońca Toskanii", "Miłość w Toskanii" i... Bóg wie, co jeszcze w Toskanii. Uff!
Stary, nie byłeś w Toskanii?
– Jeśli Włochy są ogrodem Europy, to Toskania jest ogrodem Włoch – cmokają z zachwytem Vito Casetti i Agata Jakóbczak w książce o niezwykle oryginalnym tytule „Moja Toskania”. Toskański boom rozpoczął nad Wisłą film „Pod słońcem Toskanii”. Ekranizacja książki Frances Mayes to zapierające dech w piersiach pejzaże, romans kobiety „po przejściach” i szczypta toskańskiego humoru. W tle grupka polskich zakompleksionych robotników z nieodłącznym „mać” na ustach. Nawet podobne klimatem „Listy do Julii”, choć zaczynają się pod najsłynniejszym balkonem w Weronie, kończą się w toskańskiej winnicy. „Wszystkie drogi prowadzą do Sieny”. Rzym zaczyna się powoli przyzwyczajać.
Polacy nie trafiają już jednak do Lukki czy Florencji jako robotnicy. Na ulicach widać coraz więcej turystów. Niektórzy w kafejkach zamawiają „latte” i dziwią się, że otrzymują bielusieńkie mleko. Idylliczna kraina bez cierpienia i łez jest już w zasięgu portfela Kowalskiego. Zdumienie współczesnych budzą znakomite notatki zafascynowanego Sieną Herberta, który w „Barbarzyńcy w ogrodzie” wyjaśniał zamkniętym za żelazną kurtyną Polakom, jak wygląda pizza. Dziś to już niemal narodowa potrawa Biało-Czerwonych, łatwiejsza do zamówienia niż rodzime pierogi. Restaurację „Toskania” mijałem przed tygodniem w ukrytym w zaspach Jaśle.
– Zalew książek o Toskanii wydaje się wprost proporcjonalny do turystycznej popularności, jaką cieszy się ten region. Wakacyjny wypad na sieneńskie wyścigi palio, degustacja wybornych win Chianti, spacer wśród zabytków Florencji czy w końcu niezliczona ilość fotek na tle cyprysowych wzgórz stały się, nie wiedzieć czemu, wyznacznikiem dobrego gustu. Nie byłeś w Toskanii? Nie jesteś trendy! – ironizuje ks. Szymon Kiera, który ćwierć swego życia spędził w Italii i z którym w ubiegłym roku jeździliśmy po… Toskanii. – Omijam tego typu czytadła szerokim łukiem, karmiąc się co najwyżej zapiskami Iwaszkiewicza, Herberta czy Muratowa. Muszę jednak wyznać, że z wielką chęcią sięgnąłem ostatnio po książkę, która jest dokładnym przeciwieństwem wspomnianych wyżej pozycji. Moją uwagę przyciągnął przede wszystkim prowokujący tytuł, jaki Dario Castagno nadał swej powieści. „Za dużo słońca Toskanii” to wyraźny przytyk do zalewu amerykańskich lektur, jakie opanowały nasze księgarnie. Jak stwierdza sam autor: „Wystarczy w tytule książki umieścić słowo »Toskania«, żeby edycja natychmiast otrzymała przepustkę do amerykańskich list bestsellerów.
Marcin Jakimowicz