Myśl wyrachowana: Kto boi się urazić bliźnich swoimi wartościami, będzie dla nich bezwartościowy.
Boże Narodzenie zawsze komuś zawadzało. Pierwszy był niejaki Herod. Znamienne, że oficjalnie król ten deklarował – przynajmniej w obecności trzech Mędrców – że jest wielkim zwolennikiem Bożego narodzenia, ale…
Ciągle to przerabiamy. Oficjalnie zawsze chodzi o uczczenie, o szacunek, uznanie i takie tam, ale gdy przychodzi do konkretów, okazuje się, że uczcić nie można, boby się obraziło tych, którzy nie czczą. Przykładem tego rozumowania jest nasilająca się w różnych krajach alergia na szopki stawiane w miejscach publicznych albo manifestowanie oburzenia organizowaniem spotkań opłatkowych.
To właśnie w tym nurcie ostatnio Komisja Europejska wymyśliła podręcznik komunikacji wewnętrznej, który miał nauczyć ludzi „języka włączającego”. Włączanie polegać miałoby na wyłączaniu zwrotów oznaczających czyjeś przekonania, takich jak „Boże Narodzenie”. No bo nie wszyscy przecież wierzą w Boga i nie wszyscy obchodzą te święta, więc takie słowa mogłyby ich urażać. Zamiast tego lepiej powiedzieć „okres świąteczny”, a już najlepiej „okres ferii”.
Ponieważ podniósł się szum, podręcznik został wycofany. Trwają prace nad jego nową wersją. A wszystko po to, żeby w UE każdy był, jak napisano, ceniony i szanowany, „bez względu na płeć, rasę lub pochodzenie etniczne, religię lub przekonania, niepełnosprawność, wiek lub orientację seksualną”.
Teoretycznie intencja takich działań jest szlachetna – ktoś troszczy się przecież o dobre samopoczucie dla wszystkich. W praktyce jednak wychodzi na to, że publicznie czcić można tylko to, co czczą wszyscy. A że coś takiego nie istnieje, to przedmiotem czci staje się nie to, co jest, tylko to, czego nie ma. A jeśli jednak coś jest, to niech przynajmniej wygląda tak, jakby nie było. Nie wszyscy są religijni? To udawajmy, że wszyscy są niereligijni. Nie wszyscy obchodzą Boże Narodzenie? To zróbmy tak, jakby ono nie istniało. I tak dalej.
Bo ma być równo. Bo trzeba wyrównywać nierówności, bo ma być tak samo.
Pytanie tylko po co. Raczej nie usłyszymy satysfakcjonującej odpowiedzi. Ci, którzy chcą zrobić z ludzkości jednolitą i bezkształtną masę istot bez poglądów, bez przekonań, bez pasji i w ogóle bez właściwości, nie wiedzą, po co do tego dążą. Skoro ta wytęskniona równość jest tak wielką wartością, że przy niej trzeba nawet Boga ukrywać, to znaczy, że ona sama jest bóstwem najwyższym. Jako taka nie ma celu – ona sama jest celem. Ma być równo, ponieważ ma być równo. Równość przyniesie ludzkości… no właśnie – co?
To wzruszające, że usuwa się Boże Narodzenie z uprzejmości – żeby nikt nie czuł się wykluczony. Tylko że w efekcie wyklucza się wszystkich. I jest równo, że aż strach.•
Franciszek Kucharczak