O tym, jaka jest Zambia, wielkiej lekcji życia i swoich doświadczeniach z krótkiego pobytu w Afryce opowiada diakon Piotr Leśnikowski SDB.
Jaka jest Zambia?
Zambia jest bogata w swej różnorodności. W jednym kraju znalazło się ponad 70 plemion, które musiały się jakoś ze sobą zintegrować i trzeba przyznać, że wyszło im to bardzo dobrze, bo dość pokojowo. Podczas mojego pobytu odbywały się tam wybory prezydenckie, co mogło przerodzić się w coś niebezpiecznego, ale oprócz głośnych wieców nie było źle, nawet gdy wygrał ktoś z opozycji.
Jak reagowały na ciebie dzieci, dorośli?
Z tym podejściem do mnie różnie bywało. Niestety ci tzw. „biali” wypracowali sobie stereotyp kogoś, kto jest niesamowicie bogaty i rozdaje pieniądze lub inne materialne rzeczy na prawo i lewo. Taka trochę chodząca skarbonka. Takie podejście przeszkadzało zwłaszcza, kiedy się nic dosłownie nie miało.
Całe szczęście w większości ludzie, których poznałem w Zambii osobiście i którzy mieli okazję mnie poznać, byli niesamowicie dobroduszni, troskliwi i pomocni. Darzyliśmy się wzajemnie szacunkiem.
Z kolei dzieci podchodziły z dużą ciekawością i ze sporym zaufaniem. Łatwo było nawiązać z nimi relacje, o którą same się ubiegały, a nawet kłóciły. Trzeba było uważać, by równomiernie rozkładać czas poświęcany każdemu dziecku, by wszyscy mieli tyle samo. Podczas półkolonii zajmowałem się też sprawami medycznymi i jak komuś się coś stało, to przychodził do mnie. Pewnego dnia ktoś przyszedł z ciętą raną i potrzebował pomocy, której od razu udzieliłem. Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie fakt, że wiele innych dzieci też chciało sobie zrobić jakąś krzywdę, byleby tylko skorzystać z pomocy medycznej i by dostać opiekę.
Archiwum prywatneNapisałeś na swoim instagramie i facebooku, że „Afryka choć może pełna dramatów to jednak jest to piękny kontynent i też świetne lekarstwo na hedonizm i mój egoizm”. Jakich lekcji udzieliła ci Afryka?
Cały wyjazd do Afryki był niewątpliwie wielką lekcją życia, na której dowiedziałem się, że nie żyję dla samego siebie. Wiem już, że warto tak na serio rezygnować z tego co przyjemne dla drugiej osoby, dla innych i wiedzieć przy tym dlaczego. To „bycie dla...” daje naprawdę dużo radości.
Co poruszyło cię najbardziej podczas pobytu na misjach?
Świadectwo cierpliwego czekania na spotkanie z Chrystusem w Eucharystii i determinacja chęci udziału we Mszy Świętej. W niedziele, gdy jeździło się na filie (jedną filię odwiedza się niekiedy trzy razy w ciągu roku z powodu dużych odległości od kościoła parafialnego) było się zazwyczaj bardzo spóźnionym, ale ludzie czekali i oczekiwali, że wszystko będzie się toczyło swoim rytmem, że homilia będzie długa, że będzie dużo śpiewów, że po Mszy będzie poświęcenie wody czy dewocjonaliów, że uda się z każdym zamienić jeszcze jakieś słowo. To było poruszające, jak bardzo tym ludziom zależy na spotkaniu. Pamiętam pierwszy wyjazd na filię z księdzem Robertem, gdzie dwóch chłopców – ministrantów - przeszło 20 km z innej wioski, by dotrzeć do kaplicy. Później udało ich się odwieźć z powrotem, ale dla mnie to, co zrobili, to było naprawdę coś wielkiego.
Jesteś salezjaninem, co wniosłeś do swojego powołania dzięki wyjazdowi na misje?
W Zambii społeczeństwo jest bardzo młode, jest tam mnóstwo młodzieży, która potrzebuje obecności Salezjanów. I wiedziałem, że ja jako salezjanin jestem potrzebny. Bycie potrzebnym wśród młodzieży, w tym konkretnym powołaniu daje bardzo dużo radości i nadaje sens tej życiowej misji.
Jako zakonnik na pewno po tym wyjeździe inaczej patrzę na swoje ubóstwo i rozumiem lepiej papieża Franciszka, który powiedział, że pasterz musi pachnieć swoimi owcami, a nie drogimi perfumami. To 100% racja. Kiedy szedłem do Oratorium to musiałem iść bez zegarka, bez telefonu, nawet bez medalika na szyi, bo to wszystko psuło relacje. Im bardziej byłem ubogi, jak tamtejsze dzieci i młodzież, tym lepiej.
Zamierzasz wrócić do Afryki?
Jest gdzieś w głowie taka myśl i nadzieja powrotu do Afryki, ale to zależy jeszcze od wielu innych czynników. Niewątpliwie chcę być tam, gdzie będę potrzebny, a czy to będzie Polska czy jakiś inny kraj, np. Zambia czy Nigeria to zobaczymy. Na pewno w Afryce potrzeba świadków Chrystusa i jeśli mi się nie uda tam wrócić osobiście, to może dzięki mnie ktoś inny tam pojedzie.