Sezon polowań na rysie

Rolą ewangelizatorów jest szukać coraz to nowych sposobów docierania do świata z Dobrą Nowiną. Rolą liturgistów jest dbać o właściwy kształt liturgii. Rolą nas wszystkich jest zachować umiar, zdrowy rozsądek i elementarny poziom kultury osobistej – zwłaszcza wtedy, gdy formułujemy słowa uzasadnionej krytyki. Niestety, mam wrażenie, że w całej aferze wokół łódzkiej Areny Młodych tego właśnie najbardziej zabrakło.

Od ewangelizacyjnego spotkania dla młodzieży na stadionie „Orła” w Łodzi minęło już trochę czasu – wystarczająco, aby to wydarzenie spokojnie podsumować. W odpowiedzi na liczne pytania skierowane do władz kościelnych w związku z Eucharystią celebrowaną w jego trakcie pod przewodnictwem abp. Grzegorza Rysia, a dokładniej – ze sposobem jej sprawowania, głos zabrał bp. Piotr Greger, wypowiadając się w imieniu Komisji ds. Kultu Bożego i Sakramentów Konferencji Episkopatu Polski. W dokumencie „Pro memoria” krytycznie odniósł się do naruszenia określonych przepisów liturgicznych, które – w świetle oceny dokonanej przez komisję – niewątpliwie miało miejsce. W odpowiedzi abp. Ryś wydał oświadczenie, w którym uznał fakt niedochowania podczas tej celebracji wszystkich norm i kanonów liturgicznych, szczerze przepraszając za to wiernych; wyjaśnił, że była to sytuacja wyjątkowa i jednorazowa, podyktowana nie lekceważeniem liturgii, ale rozeznaniem specyficznego charakteru samego wydarzenia oraz duchowych potrzeb, wrażliwości i pobożności biorącej w nim udział młodzieży. Arcybiskup zapewnił również, że na co dzień jest z pełnym przekonaniem wiary posłuszny wszelkim przepisom liturgicznym i tego uczy wiernych. Wydawałoby się, że ta deklaracja zamyka sprawę. Łódzki Arcybiskup niewątpliwie popełnił błąd – takie eksperymentowanie z liturgią nie powinno mieć miejsca. Wyraźnie też za swój błąd przeprosił. Dla wielu jednak to zbyt mało.

Cała sytuacja miała, a właściwie ma nadal swą drugą stronę – tę medialną, internetową, związaną głównie z komentarzami katolików na forach internetowych i w mediach społecznościowych. Tu intensywność dyskusji zmalała w porównaniu ze stadium początkowym. Nie zmniejszyła się natomiast wrogość. Nie chodzi przy tym wyłącznie o podział na grupy zwolenników i przeciwników abp. Rysia i gwałtowne niejednokrotnie emocje, które zdominowały wymianę opinii. To zupełnie zrozumiałe, gdy kwestia jest tak wrażliwa. Problemem natomiast, w moim przekonaniu, jest język i styl prowadzenia dyskusji, oraz jakaś przedziwna zaciętość przeradzająca się w opinie tak skrajne, że w zasadzie niejednokrotnie pozbawione jakichkolwiek hamulców, umiaru i zdrowego rozsądku.

Przykład? Nieustannie powtarzające się oskarżenia o profanację, nazywanie organizatorów RESETU niewybrednymi określeniami typu „rzeźnicy Chrystusa”, przyklejanie Arcybiskupowi łatki „modernisty”, „liberała”, „katolickiego pastora”. Tego rodzaju przykłady „chrześcijańskiej miłości” można by mnożyć. Czytam takie wypowiedzi i zadziwia minie już nie tylko rażący brak elementarnej wiedzy na temat podstawowego znaczenia pojęć – wszak każdy, kto zna na przykład sens słowa „profanacja”, wie jak absurdalny jest tego rodzaju zarzut pod adresem abp. Rysia. Zastanawia mnie także elementarny brak umiejętności wczucia się w sytuację organizatorów RESETU, brak zdolności do merytorycznej oceny ich argumentów, a przede wszystkim – zaciekła, ponura wrogość, która znalazła ujście w komentarzach tak wielu katolików.

I nie chodzi mi bynajmniej o zdrową krytykę. Ona nie tylko może, ale i powinna mieć miejsce – zwłaszcza w sytuacji, gdy zostały naruszone normy liturgiczne. Można więc spokojnie, merytorycznie i w duchu chrześcijańskiej miłości, zwrócić uwagę na błędy. Można konstruktywnie polemizować, a nawet żywo dyskutować, pozostając przy swoim stanowisku, gdy nie przekonują nas argumenty strony przeciwnej. Wiele takich dyskusji miało miejsce. Jednak, w moim przekonaniu, utonęły one gdzieś w morzu zacietrzewienia i furii, która rozlała się tak szeroko, że stała się zgorszeniem większym niż liturgiczne nadużycia na łódzkim stadionie. To właśnie najbardziej powinno nas zastanawiać i niepokoić. Dlaczego? Bo mam wrażenie, że wielu w tej sytuacji zachowuje się tak, jakby po długim i żmudnym polowaniu udało się wreszcie dopaść zwierzynę. Ryś popełnił błąd i wpadł w pułapkę, więc walą do niego bez opamiętania pociskami wszelkiego możliwego kalibru.

Skąd to rozhamowanie? Może stąd, że podziały w polskim Kościele sięgają głębiej, niż nam się wydaje. Może za fasadą pobożnych słów i modlitw kryje się poważniejszy niż sądzimy kryzys chrześcijańskiej miłości, osobistej kultury i najzwyklejszej ludzkiej przyzwoitości? Może wielu nie potrafi inaczej wyrazić swej obawy o przyszłość Kościoła, jak tylko w agresji przeciw tym, których uważa za przyczynę jego nieszczęść? Niezależnie od odpowiedzi, obawiam się, że to, co się stało wokół łódzkiego RESETU nie jest jednorazowym wydarzeniem. Niestety, wielu katolików już dawno otwarło swój własny sezon polowań na rysie.   
                
 

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Aleksander Bańka