Czy podręczniki do nauki języka polskiego nie powinny zaczynać się od rysunku: To pan Kowalski. Jest właśnie niezadowolony z tego, że pada deszcz. To co, ponarzekamy na to, że narzekamy?
Narzekanie jest zaraźliwe
Czy ojciec Badeni znany ze swej nieprawdopodobnej pogody ducha narzeka? – zastanawiałem się, idąc na rozmowę z dominikaninem-arystokratą. – Marudzi Ojciec czasem? – zagadnąłem. – Tak, tak, czasem narzekam – łobuzersko uśmiechnął się zakonnik. – Na jedzenie najczęściej. Bo ja słabo widzę, słabo słyszę, ale smak mam wysubtelniony. A nasze obiady to jednak zwykła stołówka. Często narzekam na smak potraw. To znaczy właściwie na brak smaku. No, ale jakieś umartwienie być musi… – A na Pana Boga Ojciec narzeka? – nie dawałem za wygraną. – Nigdy! Skąd u mnie tyle młodzieńczej radości? Sam się na tym zastanawiam i dochodzę do wniosku, że to dwa żywioły: Duch Święty, którego obecności realnie doświadczyłem, i 30 lat przebywania z młodzieżą.
A oni często mi mówili: „To jest moja koleżanka. Jest już stara, bo ma 25 lat”. Takie hasła odmładzają… By być młodym duchem, trzeba mieć stały kontakt z żywym Bogiem. Wtedy wszystko dokoła ożyje. To jest niemożliwe, żeby kontakt z żywym Bogiem nie ożywiał! – Narzekanie jest zaraźliwe – przestrzega jezuita Wojciech Żmudziński w swej pachnącej jeszcze drukiem książce pod wiele mówiącym tytułem „Niebo jest w nas”. – Świat jest pełen niezadowolonych ludzi, narzekających na pracę, na władze państwowe, na księży, na tłok w autobusie, na wszystko. Jeśli ktoś cieszy się „z byle czego” uchodzi za naiwniaka, nawiedzonego lub uważany jest za „duże dziecko”.
Spośród różnych notatek wygrzebałem zasłyszaną gdzieś historię. Samolot awaryjnie ląduje na autostradzie. Ludzie wychodzą z katastrofy bez szwanku. Jedni dziękują Bogu za ocalenie, inni klną. Rozmawiają ze sobą dwie kobiety: „To dzięki temu, że ksiądz z nami był, nic nam się nie stało”. Dwóch mężczyzn natomiast komentuje: „Gdy ten klecha wsiadał, to od razu wiedziałem, że coś się stanie”. Narzekanie i niezadowolenie jest zaraźliwe. Świat chce nas zarazić przygnębieniem i bezsilnością. Dając się wciągnąć w nieustanne narzekania, stajemy się ofiarami przygniecionymi trudami życia. Ale są ludzie, którzy zarażają radością. Przebywając z nimi, uczymy się zauważać przebijający się przez chmury promyk słońca. Kard. Adam Kozłowiecki, jeden z najwspanialszych i najradośniejszych jezuitów, jakich kiedykolwiek w życiu spotkałem, opowiadał mi, jak otrzymał kiedyś telefon od kard. Dziwisza: – Wasza Eminencjo, Ojciec Święty już długo się z wami nie widział. – To wiele nie stracił – odrzekł kardynał.
Marcin Jakimowicz