Czy podręczniki do nauki języka polskiego nie powinny zaczynać się od rysunku: To pan Kowalski. Jest właśnie niezadowolony z tego, że pada deszcz. To co, ponarzekamy na to, że narzekamy?
Polskie drogi
Dziury, wszędzie zakazy, radary, ograniczenia prędkości. Zimą asfalt pęka, latem topi się. Masakra! Z narzekania na stan polskich dróg leczą skutecznie eskapady za wschodnią granicę. Choć z Przemyśla do Lwowa jest zaledwie kilkadziesiąt kilometrów, spróbujcie przejechać tę trasę w godzinkę. Dziura na dziurze. Niektóre nawet dwudziestocentymetrowe. Ulica wygląda jak szwajcarski ser. Wielu wracających z Ukrainy Polaków po przekroczeniu granicy ma ochotę wysiąść i całować ziemię. – Z nawyku narzekania „od żłobka do nagrobka” skutecznie leczy podróż na Wschód – uśmiecha się ks. Jacek Kocur, proboszcz parafii we Lwowie – wystarczy pojeździć po błotnistych ukraińskich drogach czy postać kilka godzin na granicy. – Rosjanie, choć bardziej ubodzy niż Polacy, mniej narzekają – dopowiada ks. Jan Radoń z Kamczatki. – Potrafią się cieszyć z drobnostek. Gdy wyjdzie na chwilę słońce, wystawiają twarze na jego promienie, bo wiedzą, że za chwilę pojawią się czarne chmury. Podobnie jest na Ukrainie. Tam obowiązuje zasada: cieszmy się, bo… jutro będzie gorzej. Może to nie jest dewiza ludzi sukcesu, ale jednak na ulicach nie słychać takiego narzekania jak nad Wisłą. To również konsekwencja czasów, gdy w bloku wschodnim nie można było narzekać, a naród ustawowo musiał tryskać szczęściem.
Fajnie, ale za gorąco!
Na problem rodzimego narzekania zwróciłem uwagę po powrocie z Meksyku. Mieszkańcy stolicy tego rozpalonego słońcem kraju tłoczą się w gigantycznych korkach (po 48-kilometrowej ulicy mknie 5 mln samochodów), w metrze (uf! jak gorąco), z dnia na dzień łapią dorywcze prace, pozbawieni są ubezpieczeń socjalnych, nie mają często emerytur, żyją na zabrudzonych ulicach w chmurze smogu i… nie narzekają. – Uczymy się cieszyć każdym dniem. Może dlatego, że tak często zagląda nam w oczy śmierć? – wyjaśnia pracujący w branży turystycznej Juan Manuel. Barbara Ostaszewska-Sanchez mieszka w Meksyku od 30 lat. A to oznacza, że już odwykła od codziennego narzekania. – I jak wam się podoba? – pokazywała zapierające dech w piersiach krajobrazy (opuncje, agawy, piramidy, wulkany plus pierzaste obłoki). – Fajne – odpowiadaliśmy. – Ale za gorąco...
– No tak – wybuchała śmiechem przewodniczka – typowi Polacy! Zawsze znajdziemy dziurę w całym. Ocean fajny, ale za zimny, Adriatyk nawet niezły, ale zbyt słony. I w dodatku pełen jeżowców i innego paskudztwa. Nie to co nasz Bałtyk, tyle że tam pewnie znów leje… Nic dziwnego, że nasi zdolni rodacy uruchomili w internecie specjalne strony dla maruderów: www.narzekaj.pl i www.niecierpie.pl to portale dla ludzi niezadowolonych. W naszym narzekaniu przypominamy do złudzenia dziadków z „Muppet Show”, którzy na każdą okazję znajdywali złośliwą ripostę. Może to i zabawne, ale na dłuższą metę strasznie męczące. A może jako naród z natury bardzo religijny dosłownie potraktowaliśmy słowa Ewangelisty Mateusza: „Będą narzekać wszystkie narody ziemi”? Najwyższy czas, byśmy przejęli się innym biblijnym wersetem: „W każdym położeniu dziękujcie, taka jest bowiem wola Boża w Jezusie Chrystusie względem was”.
Marcin Jakimowicz