Przez pandemię liczba głodujących na świecie się podwoiła. "Na szczęście Polacy są nadal bardzo solidarni i nie zauważyliśmy spadku darowizn" - mówi PAP Rafał Grzelewski, rzecznik prasowy Polskiej Akcji Humanitarnej. A pieniędzy potrzeba coraz więcej, gdyż Ziemię dotykają mega kryzysy. Dziś obchodzimy Światowy Dzień Pomocy Humanitarnej.
Światowy Dzień Pomocy Humanitarnej został ustanowiony przez Zgromadzenie Ogólne Organizacji Narodów Zjednoczonych w 2009 r. Data powstania święta upamiętnia atak bombowy z 19 sierpnia 2003 r. w hotelu Canal w Bagdadzie w Iraku, w którym zginęły 22 osoby. Pracownicy organizacji humanitarnych pomagają osobom poszkodowanym na skutek klęsk żywiołowych czy konfliktów zbrojnych. Jak zauważył Rafał Grzelewski, rzecznik prasowy Polskiej Akcji Humanitarnej, z roku na rok stają przed coraz poważniejszymi wyzwaniami.
"Takim wyzwaniem są m.in. zmiany klimatu, bo w krajach najbiedniejszych Globalnego Południa globalne ocieplenie przejawia się bardzo często w ekstremalnych zjawiskach pogodowych, jak susze i powodzie. To oznacza, że w kraju takim jak Somalia bardzo trudno obsiać pola, poczekać aż rośliny wzrosną i zebrać plon. To skrajnie negatywnie przekłada się na sytuację żywnościową" - powiedział PAP Grzelewski.
Jak podkreślił rzecznik PAH "klimat to jeden, oprócz wojen, z najbardziej destabilizujących czynników, wpychających ludzi w nędzę".
Jak twierdzi, coraz częściej w pomocy humanitarnej mówi się o tzw. mega kryzysach. "To są takie sytuacje, kiedy w jednym miejscu trwa kilka kryzysów naraz, czasami się zazębiają, czasami wzajemnie wzmacniają np. pandemia koronawirusa i susze, powodzie, huragany. Do tego może dochodzić jeszcze plaga szarańczy i konflikt zbrojny. Tak też było w Sudanie Południowym w zeszłym roku" - wyjaśnił Grzelewski.
Dlatego organizacje pomocowe potrzebują coraz więcej środków na zapobieganie takim kryzysom. A sama pomoc wymaga ścisłej koordynacji, żeby wsparcie dotarło do jak największej liczby potrzebujących.
Pandemia koronawirusa zmieniła pracę organizacji humanitarnych i jak podkreśla Grzelewski "trzeba było się dostosować do nowych rygorów sanitarnych, nie można już robić dużych dystrybucji, skupiających wiele osób, a trzeba było zwiększać dostęp do wody i środków czystości".
Przez 28 lat - do końca grudnia 2020 r. - PAH pomogła blisko 13 mln osób w niemal 50 krajach.
"W 2020 roku pomagaliśmy na trzech kontynentach, stałe misje działają w Iraku, Somalii, Sudanie Południowym, Jemenie, wschodniej Ukrainie. Prowadziliśmy także działania w Syrii, Libanie czy w Grecji, na wyspie Lesbos. Trudno szacować jeszcze 2021 rok, ale liczba osób, którym pomagamy od stycznia br., dochodzi do 500 tys. Obecnie prowadzimy 19 projektów na Bliskim Wschodzie, w Ukrainie i w Afryce Subsaharyjskiej" - powiedziała Helena Krajewska z biura prasowego PAH.
Największy udział w działaniach mają projekty związane z dostępem do wody, sanitariatów i higieny, następnie wsparcie rolnictwa i żywnościowe, na trzecim miejscu jest wsparcie ochrony zdrowia. W Polsce prowadzone są m.in. trzy projekty związane z programem Pajacyk dotyczące dożywiania dzieci i ich wsparcia psychospołecznego.
"Baliśmy się, że w czasie pandemii każdy będzie oglądał złotówkę z każdej strony i wsparcie dla organizacji pomocowych, humanitarnych będzie zmniejszone. Okazało się, że Polacy są nadal bardzo solidarni i nie zauważyliśmy spadku darowizn" - wyjaśnił Grzelewski.
Jak podaje PAH, w 2020 r. środki zebrane od darczyńców biznesowych były o ponad 50 proc. Wyższe, niż w rekordowym dotychczas 2019 r.
"Firmy, które wspierały nas od lat, zwiększyły swoje zaangażowanie finansowe, włączyli się też nowi partnerzy biznesowi. Wielu restauratorów, pomimo trudności, jakie przeżywała branża gastronomiczna, dołączyło też do corocznej akcji Świąteczny Stół Pajacyka. W akcji wzięło udział blisko 460 lokali i cateringów dietetycznych, zebrano aż 103,5 tys. zł." - wyjaśniła Krajewska.
Koronawirus w krajach Globalnego Południa nazywany jest wirusem głodu."Ta nazwa wynika z tego, że przez kryzys ekonomiczny, przerwane łańcuchy dostaw, wzrost cen żywności, przez pandemię liczba głodujących na świecie się podwoiła. W tej chwili mamy 41 milionów osób na skraju głodu, to są osoby, których życie może być zagrożone, jeżeli pomoc nie dotrze na czas" - tłumaczył Grzelewski.
Najniebezpieczniejsze miejsca pracy dla pracowników humanitarnych to Sudan Południowy, Afganistan i Syria.
Jak podkreślił Grzelewski pracownicy PAH nie doświadczają ataków agresji podczas misji."Mamy akceptację lokalnej społeczności, nie dostarczamy pomocy na siłę ani pomocy, która nie jest dopasowana. Właśnie w takich sytuacjach dochodzi do sytuacji potencjalnie niebezpiecznych" - powiedział Grzelewski.
Według raportu Aid Worker Security w 2020 r. zginęło 108 pracowników organizacji humanitarnych, 242 zostało rannych, 125 porwanych.
W Polsce w PAH pracuje obecnie blisko 70 osób, działają dwa biura - w Warszawie i w Toruniu. Liczba pracowników lokalnych na misjach waha się od 150 do nawet 250, w zależności od trwających projektów i zapotrzebowania na miejscu.
"Obecnie w Polsce mamy blisko 70 pracowników i ok. 150 osób na misjach. Największą misją jest Sudan Południowy, gdzie pracuje ponad 50 osób, w większości pracownicy lokalni. Z kolei najmniejszą liczebnie jest misja iracka" - powiedziała Krajewska.
Jak zauważył Grzelewski, dla pracowników organizacji humanitarnych to, co robią, to coś więcej, niż praca, dlatego potrafią dać z siebie bardzo wiele. Jednak "to nie są marzyciele, tylko profesjonaliści (). Mają świadomość, że brzemię odpowiedzialności jest w ich przypadku większe" - podsumował.