Dwuletni Michałek wyłożył się jak długi na ziemi. Co gorsza: lizak, który trzymał w rączce, rozsypał się. Malec w ryk. – Nie płacz, przecież lizaki nie są najważniejsze na świecie – pociesza go tata. – Tak, wieeeem – zaszlochał chłopak. – Miłość jest najważniejszaaa. Buuuuu!
– Bo one wiedzą, że Pan Bóg jest wszędzie! Pytam znajomego: „Dlaczego chcesz być księdzem?”. „Bo chciałbym się dużo modlić”. „Ale ksiądz nie ma żony, nie ma domu” – mówię. „Ale Pan Jezus ma wszystko!” – odpowiedział. Proszę zgadnąć, ile mój przyjaciel ma lat. Cztery!!! Dzieci mają niesamowity zmysł. W czasie wojny wszedłem do kościoła w Casablance. Najświętszy Sakrament wyniesiono właśnie do ciemnicy. Wbiegły dzieci, spojrzały na ołtarz i powiedziały: „Ooo, nie ma nikogo!”. Nie ma nikogo! Dzieci, biegając, odczuwają obecność Ciała Bożego, a starsi, nawet klęcząc, tego nie dostrzegają. Dzieci przybiegają do matki, siadają jej na kolanach, przytulają się i machają sobie nogami. To dopiero modlitwa!
– Zobaczmy, co dorosły robi z brakiem przebaczenia: siedzi, rozmyśla, rozpamiętuje, pielęgnuje. Hoduje wściekłość, złość, nienawiść – dopowiada Józef Broda, góral z Koniakowa. – A co robią dzieci? Krzyczą o koleżance: „Nigdy już nie będę się z nią bawiła”, a za pięć minut do niej biegnie. One często pobiją się nawet do krwi, ale za chwilkę gonią razem po łące, bawią się. Uczmy się od nich! Ksiądz Józef Tischner prowadził pierwsze w Krakowie Msze dla maluchów. Towarzyszył mu pluszowy miś Bartek. „Kiedyś opowiadam, że Pan Bóg stworzył wszystko, co nas otacza – wspominał kapelan „Solidarności”. – Wymieniam zwierzaki, jakie stworzył: żaby, zające, sarny...
I chcę przejść od zwierząt do stworzenia człowieka, pytam więc dzieci, które ze stworzeń najbardziej Mu się udało. A tu podchodzi taka mała dziewczynka i mówi: »Chyba ja«. Cały kościół się roześmiał. Dziecko się speszyło, a ja musiałem tak mu wszystko wytłumaczyć, żeby nie poczuło, że zostało w kościele wyszydzone. Gdy zapytałem kiedyś dzieci, dlaczego Pan Jezus przychodzi do nas przez wino i przez chleb, jeden z chłopców odpowiedział: »Bo tam jest zaczarowana ludzka praca«. Siadłem z wrażenia. Rozwinąłem to w czasie zjazdu »Solidarności«”.
Może myć zęby sokiem!
– I pomódl się tam w kościółku za Pana Jezusa. Żeby tu do mnie przyszedł – rzuciła w drzwiach trzyletnia Marta. – Gdzie ma przyjść? – spytał tata, sądząc, że jak zwykle się wygłupia. – Tu, do mnie! – A po co ma do ciebie przyjść? – Żeby mnie przytulić! Jej młodsza o pół roku koleżanka Magda podeszła do obrazka z wizerunkiem Maryi. – Mama! – otwarła ze zdziwienia oczka. – Tu jestem! – sprostowała jej mama, Ola. – To też mama – dziecko pokazało ramkę. – A kogo trzyma na ręku? – podpuszczała ją jej babcia, pokazując małego Jezuska. – Mnie, Magdusię! Urszulka (4 lata) rozbierała się do kąpieli. Mama, spoglądając na nią, pokręciła głową: – Jakaś ty chudziutka! Sama skóra i kości! – I jeszcze Pan Jezus w środku! – oburzyła się dziewczynka. Zosia (4 lata) wróciła z przedszkola przeszczęśliwa.
Wygrała jasełkowy casting na Maryję. Jej mama zabrała się za szperanie w szafach w poszukiwaniu materiału na suknię dla Zosi-Maryi. Natrafiła na duży niebieski obrus. Po małej przymiarce, owinięciu materiałem małej aktorki, ta, przejęta, nagle głośno zawołała: – Mamo! Maryja była biedna, malutkiego Jezusa nie miała w co ubrać, ale sukienkę to na pewno miała porządną, a nie z jakiegoś obrusa!
Marcin Jakimowicz