Dwuletni Michałek wyłożył się jak długi na ziemi. Co gorsza: lizak, który trzymał w rączce, rozsypał się. Malec w ryk. – Nie płacz, przecież lizaki nie są najważniejsze na świecie – pociesza go tata. – Tak, wieeeem – zaszlochał chłopak. – Miłość jest najważniejszaaa. Buuuuu!
Wszystkiego nie cierpię i nie lubię! – poinformował rodzinę zdenerwowany Julek (5 lat) – oprócz... ferii, Jezusa, i... „Gwiezdnych wojen”. Przed tygodniem pisaliśmy o tym, jak mówić dzieciom o wartościach. A teraz odwracamy kolejność. Czy maluchy mogą nam powiedzieć coś o Panu Bogu? O Tym, który pierwszy odwrócił kolejność i przyszedł na świat jako niemowlę. Pięcioletni Jacek oglądał z tatą program w telewizji. Dziennikarze TVN nabijali się z gigantycznej figury Jezusa, która stanęła w Świebodzinie. Chłopakowi zrobiło się przykro. Wziął kartkę i zaczął rysować. Tata podchodzi, patrzy: Jezus. – A co to jest, tu na dole? – pyta syna. – Kółka – odparował chłopak. – A po co? – Żeby jeździł, błogosławił i ział ogniem!
Jacek i Michał zrobili w pokoju straszny bałagan. I nie mieli zamiaru go sprzątnąć. Ich mama nie wytrzymała. – Sprzątnijcie to! – krzyknęła. Nagle Michał zniknął, a po chwili uroczyście wkroczył do pokoju, dźwigając ogromny krzyż, który ściągnął ze ściany. Spojrzał znacząco na mamę i szepnął do taty: – Pomyślałem, że w ten sposób mnie nie zaatakuje! Gdy kiedyś rodzinka poszła do znajomych, z Michałem przywitał się jego dwuipółletni sąsiad. Był bardzo wylewny. – Ja ciem kocham! – zawołał i objął kolegę. A Michał spojrzał na niego i ze stoickim spokojem odparował: – Taaaak. Wszystkich trzeba kochać. Nawet obcych!
– Mój przyjaciel Wojtek mieszka w USA – opowiada prowincjał krakowskich jezuitów o. Wojciech Ziółek. – Wracał właśnie z synkiem z uroczystej Mszy w czasie Zesłania Ducha Świętego. Wysłuchali porywającego kazania o charyzmatach. „A ty o jaki dar chciałbyś poprosić Ducha Świętego?” – zapytał ojciec synka. Ten zamyślił się i rzucił: „Chciałbym zobaczyć lisa”. – „Lisa?”– podrapał się po głowie zafrasowany ojciec. Oj, gdyby chociaż poprosił o dar mądrości czy rady. Porażka…. Wracali do domu, gdy nagle obok nich przebiegła… lisica z małym liskiem.
Amerykanin, który jechał obok nich na rowerze, przystanął z wrażenia: „Panie, 40 lat tu mieszkam, a czegoś takiego nie widziałem!” – zawołał. – Łukasz, błagam, jeszcze pięć minut do końca Mszy. Wytrzymaj – jęczy zmordowany tata. Jego syn (6 lat) szaleje. – Słuchaj, gdy święta Katarzyna ze Sieny była w twoim wieku, to na dachu potężnej bazyliki zobaczyła nagle tron Jezusa w otoczeniu aniołów – zaczyna opowieść ojciec. – A poprosiła Go o taką moc zamrażania? – chłopak wyciąga rękę i robi szczszszsz. – Nie… – odpowiada zbity z tropu tata. – Nie poprosiła??? – przedszkolak jest wyraźnie zawiedziony.
Jak Osioł ze „Shreka”
Niedzielny wieczór. Modlitwa wspólnoty. „Zdrowaś Maryjo, łaski pełnaaaa...”. Ile jeszcze zdrowasiek do końca? Już tylko siedem. Ufff... Nuda. Wstyd się przyznać. Jakoś nie wypada. Składam ręce. Zakładam (jeszcze tylko na siedem zdrowasiek!) pobożną maskę. Z modlitewnego udawania wyrywa mnie niecierpliwy głos Marty: – Kiedy w końcu pójdziemy do domu??? Dzieci są jak Osioł ze „Shreka”. Myślę, że ich irytujące: „Daleko jeszcze?” ma dla Boga większą wartość niż nasza, przypudrowana pobożnością, modlitewna szopka. Mówią to, czego nam już nie wypada. Pewnie dlatego nas tak irytują… – Dlaczego dzieci biegają po kościele? – pytał z łobuzerskim uśmiechem o. Joachim Badeni.
Marcin Jakimowicz