Wywiad, którego weekendowemu wydaniu „Gazety Wyborczej” udzielił Zbigniew Nosowski, przedstawia fałszywy obraz Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego. Pracuję w tej uczelni, więc dobrze znam jej zalety i wady. Nigdy mi jednak nie przyszło do głowy, że jej istotą jest bycie „na służbie antysemickich bredni i władzy”.
22.06.2021 10:52 GOSC.PL
Unikam personalnych polemik. Unikam też zanudzania czytelników wewnętrznymi sprawami środowiska akademickiego, w tym mojej uczelni. Tym razem jednak miarka się przebrała. Redaktor naczelny „Więzi” przedstawił w „Gazecie Wyborczej” kilka kontrowersyjnych spraw związanych z kilkoma pracownikami KUL-u. Wywiad jest zredagowany tak, że czytelnik odnosi wrażenie, iż KUL jako całość jest przesiąknięty wielkim złem. Na dodatek redakcja Wyborczej.pl opatrzyła tekst tytułem: „Zbigniew Nosowski: KUL w PRL był oazą wolności. Gdzie jest teraz? Na służbie antysemickich bredni i władzy”. Choć ostatnia część tytułu jest parafrazą wypowiedzi Nosowskiego, tytuł ten (od którego Nosowski się nie odciął) „robi swoje”… Przykro mi, że Zbigniew Nosowski – którego zawsze ceniłem jako autentycznego chrześcijanina, interesującego publicystę i propagatora duchowości małżeńskiej – niekompetentnie lub nieuczciwie „oczyszcza” moją uczelnię.
Wywiad rozpoczyna się zdaniem, z którym w pełni się zgadzam: „W KUL skupia się jak w soczewce kilka problemów, z którymi borykają się dziś Kościół i intelektualne środowiska katolickie.” Rzeczywiście, KUL – na którym kształci się ponad dziesięć tysięcy studentów i pracuje około dwóch tysięcy nauczycieli akademickich i innych pracowników – jest miejscem, gdzie spotyka się wielu polskich katolików. Wykładowcy uczelni różnią się pod względem specjalizacji i poglądów na rozmaite kwestie, ale łączy ich wiara. Nic więc dziwnego, że członkowie KUL-owskiej wspólnoty akademickiej rozmawiają o sprawach, „z którymi boryka się Kościół”. W patrzeniu na te sprawy nie ma jednak – doświadczam tego codziennie – żadnej jednolitości. Siłą KUL-u jest różnorodność.
Niestety, red. Nosowski nie dostrzega tej różnorodności. Nie dostrzega też, że na KUL-u pisze się liczne książki i artykuły (w tym książki i artykuły, które Nosowskiego mogą pozytywnie zainteresować), popularyzuje się wiedzę, prowadzi się debaty (z autentycznymi sporami!), podejmuje się rozmaite inicjatywy społeczne, przyciąga się zagranicznych gości i studentów z różnych krajów i środowisk itp. W „Wyborczej” (lub wybiórczej) wizji red. Nosowskiego całe życie KUL-u toczy się wokół trzech osób oraz sprowadza się do szerzenia antysemityzmu, prześladowania etyków, chronienia pedofili i przyznawania sobie punktów. Ciekawe, jak by się czuł Zbigniew Nosowski, gdybym cały dorobek „Więzi” sprowadził do kilku trudnych (i wyrwanych ze skomplikowanego kontekstu) faktów z jej dziejów, informując o nich w wywiadzie pt. „Więź” na służbie antykościelnych bredni i „Gazety Wyborczej”? Byłoby to równie nieuczciwe lub niekompetentne, jak red. Nosowski postępuje wobec KUL-u. Kto nie mówi pełnej prawdy tam, gdzie można i należy ją podać, jest kłamcą lub ignorantem.
Mam żal do Zbigniewa Nosowskiego nie tylko za (podawane świadomie lub mimowolnie) fałszywe uogólnienia. Przykro mi też, że doświadczony publicysta dogmatycznie trzyma się jednej wersji wydarzeń i nie próbuje życzliwie spojrzeć na racje drugiej strony. Poniżej spróbuję skrótowo przedstawić je z mojego punktu widzenia.
Red. Zbigniew Nosowski jest oburzony, że komisja dyscyplinarna KUL nie ukarała ks. prof. Tadeusza Guza za wypowiedź o rzekomych „mordach rytualnych”. Uważam, że komisja postąpiła roztropnie. Władze uczelni wyraźnie odcięły się od antysemityzmu, a już samo postępowanie komisji było czytelnym wezwaniem oskarżonego do unikania w swych wypowiedziach gorszących sugestii lub podtekstów. Natomiast ewentualna kara mogłaby zostać odczytana przez środowisko naukowe jako prewencyjne ograniczanie wolności w interpretowaniu źródeł historycznych. Więcej na ten temat pisałem na łamach gosc.pl. w tekście pt. „O mordach rytualnych”.
Red. Zbigniew Nosowski dopatruje się asymetrii w traktowaniu ks. Guza i ks. prof. Alfreda Wierzbickiego. Pierwszy ma być „chroniony”, a drugi – „piętnowany”. To nieprawda. Pomijając emocjonalne aspekty sprawy, z czysto formalnego punktu widzenia obaj są traktowani równo. Różnica polega tylko na tym, że postępowanie dyscyplinarne w sprawie pierwszego już (po kilku latach) się skończyło, a postępowanie w sprawie drugiego jest w toku i (w co wierzę) skończy się bez żadnych kar. W mojej opinii bowiem celem komisji dyscyplinarnych nie jest karanie. Chodzi raczej o kwestię szerszą, dotykającą nie tylko KUL, ale i całe środowisko akademickie. Otóż niektórzy akademicy – oprócz działalności naukowo-dydaktycznej – prowadzą aktywność publiczną lub publicystyczną. Problem polega na tym, że niekiedy zapominają, że ich wyrazisty lub kontrowersyjny głos bywa publicznie odbierany nie jako prywatna opinia, lecz jako głos uczelni, nauki, Kościoła itp. Władze i stosowne organy uczelni mają prawo do tego, by wszelkie takie sytuacje wyjaśniać, szukając równowagi między wolnością akademicką a dobrym (zgodnym z własnym profilem) imieniem. Zbigniew Nosowski chyba to rozumie. Różnica miedzy nami polega na tym, że on domaga się kar – ja jestem przeciwny karom. Poza tym domniemywam, że red. Nosowski dostrzega tylko jedno „magisterium”, które należy brać pod uwagę (to z ul. Czerskiej), ja zaś jestem przeciwny monopolom.
Według red. Nosowkiego, „KUL jest obiektem ostracyzmu ze strony poważnych uczonych”. Skomentuję to anegdotą. Otóż pewien polski katolicki uczony odmówił uczestnictwa w konferencji na KUL-u po to, by wyrazić swój sprzeciw wobec „prześladowania” ks. Wierzbickiego. Rzecz w tym, że ks. Wierzbicki był akurat na tej konferencji prelegentem. Z kolei antykatolicki uczony przyjął zaproszenie, mówiąc: „wreszcie będę miał z kim się pospierać!” Kto z tych zaproszonych gości okazał się „poważnym uczonym”, niech ocenią czytelnicy.
Co do rzekomych korzyści finansowych, które KUL otrzymuje od ministra (a zarazem profesora mojej uczelni, który swego czasu też stawał przed komisją dyscyplinarną) Przemysława Czarnka, to red. Nosowski podaje jeden przykład: dotację na tłumaczenie Powszechnej Encyklopedii Filozofii. Nie wypowiadam się na temat jej – bardzo zróżnicowanej tematycznie i jakościowo – zawartości. Odnotuję tylko trzy fakty: decyzja o dotacji została wydana zgodnie z prawem; autorami Encyklopedii są badacze z różnych ośrodków (w tym dalekich od katolicyzmu); „zhejtowany” redaktor naczelny Encyklopedii już nie żyje. Natomiast zgadzam się, że wprowadzona przez ministra Czarnka nowa punktacja czasopism naukowych jest nieprzejrzysta. Nie wyciągałbym jednak z tego wniosku, że istnieje jakaś zmowa punktacyjna między ministrem a KUL-em. Jedni na KUL-u zyskali, a inni (w tym redagowane przeze mnie czasopismo) – w porównaniu z zewnętrznymi awansami – realnie stracili. Całościowa (a nie wybiórcza!) analiza tej listy pokazuje raczej, że trudno znaleźć w niej jednolite i konsekwentne – nawet spiskowe, towarzyskie lub ideologiczne – kryterium. Szkoda, że w tej sprawie wielu dziennikarzy woli powtarzać zasłyszane slogany niż próbuje zdobyć więcej informacji. Problem w tym, że każda lista punktacji wywoływała i będzie wywoływać spory i podejrzenia. Mój pogląd jest taki, że dopóki czasopisma wyceniać będzie minister lub nawet najobiektywniejsza komisja, nigdy nie wyjdziemy z tego klinczu. Jak na rynku towarów cenę reguluje popyt, tak na rynku naukowym wartość czasopisma powinna (pomimo wszystko) być regulowana przez (długofalowe) współczynniki wpływu.
W jeszcze jednym zgadzam się z red. Nosowskim: decyzja o przyznaniu nagrody biskupowi, wobec którego toczy się postępowanie kanoniczne, była nieroztropna. Zasada domniemania niewinności wymaga powstrzymania się (do czasu wydania prawomocnego wyroku) od publicznych osądów – zarówno negatywnych, jak i pozytywnych. Red. Nosowski nie zaznaczył jednak, że wspomniana decyzja nie była decyzją KUL-u, lecz stowarzyszenia absolwentów jednego z jego wydziałów. Domyślam się, że Zbigniew Nosowski wprowadził do wywiadu wspomniany wątek po to, aby płynnie przejść do problematyki zaniedbań w polskim Kościele w sprawie ochrony dzieci przed duchownymi pedofilami. Popieram red. Nosowskiego w walce z tymi zaniedbaniami – ale pod dwoma warunkami. Po pierwsze, w walce tej nie należy mieszać nielicznych winnych z liczniejszymi niewinnymi. Po drugie, walka ta nie może przekształcić się w monotematyczną i krzywdzącą narrację o Kościele.
A skoro mowa o narracji, to warto podkreślić, że red. Nosowski mówi o „katastrofie wizerunkowej” KUL-u. Rzecz w tym, że od pewnego czasu uczestniczy on w kształtowaniu tego wizerunku. Jego prawo, ale obłudą jest tworzyć czyjąś karykaturę, współczując mu „katastrofy wizerunkowej”. Mówiąc szerzej, Zbigniew Nosowski popełnia błąd typowy dla niektórych katolików krytycznych. Wyraża się on w zasadzie: jeśli widzisz – realne lub domniemane – zło w polskim Kościele, to opowiedz o nim w „Gazecie Wyborczej” lub w TVN-ie. Taka „spowiedź” nie przynosi jednak realnego oczyszczenia. Przeciwnie, kumuluje uproszczenia i obsesje, wikła się w politykę i manipulację, pogłębia konflikty. W takiej sytuacji problemów nie ubywa, lecz przybywa, a niemal żaden z nich nie zostaje rzetelnie rozpoznany i rozwiązany.
Jacek Wojtysiak