Myśl wyrachowana: Lepiej mieć to, czego się nie docenia, niż doceniać to, czego się już nie ma.
Poza licencją
Brytyjski lekarz dr Dermot Kearney, były szef Katolickiego Stowarzyszenia Lekarzy, otrzymał zakaz ratowania życia dzieci w fazie prenatalnej, mimo że proszą o to ich matki. Chodzi o sytuacje, w których kobiety, po zażyciu mifepristonu, pierwszej z dwóch pigułek aborcyjnych, pożałowały tego kroku i błagają o ocalenie swoich maleństw. Takie sytuacje występują dość często, ale niewielu jest lekarzy, którzy chcą wtedy kobietom pomóc. Doktor Kearney należy do chlubnych wyjątków. Gdy zgłaszały się do niego zrozpaczone matki, przepisywał im leki, które odwracały niszczące dla dziecka działanie środka poronnego. Następnie otaczał matki i ich dzieci opieką podczas całego procesu leczenia, dzięki czemu wielokrotnie maleństwa rodziły się zdrowe. Kobiety, którym pomógł, nie znajdują dla niego słów wdzięczności. Szacuje się, że w ten sposób zostało uratowanych nawet 2 tys. dzieci. Praktykę tę jednak zaskarżyły do brytyjskiej komisji lekarskiej (Medical Practitioners Tribunal Service) organizacje aborcyjne MSI Reproductive Choices i Open Democracy. Aborcjoniści zarzucili dr. Kearney’emu, że leczył „poza licencją”, ponieważ leki, które przepisywał, służą do przeciwdziałania naturalnym poronieniom, a nie do odwracania aborcji. Cóż, ciekawych dożyliśmy czasów. Filozofom różne rzeczy się śniły, ale coś takiego, żeby karano lekarza za to, że leczy – i to w sytuacji zagrożenia życia – to się im już nie śniło na pewno.•
Franciszek Kucharczak