Myśl wyrachowana: Lepiej mieć to, czego się nie docenia, niż doceniać to, czego się już nie ma.
Co zrobić, gdy nie idzie po twojemu, gdy przerasta cię sytuacja, a świat nie jest taki, jak powinien? Znajdź sobie winnego. Na przykład katechetę.
„Jakie są efekty religii w szkołach, mogliśmy zobaczyć na ulicach w ramach Strajku Kobiet” – usłyszałem niedawno z telewizora.
Taaak, katecheci. Mieliście nam dzieci w anioły przerobić, a kogo nam tu ze szkoły przysyłacie? Córka przyszła do domu z błyskawicą biegnącą od czoła do brody – jak mogliście do tego dopuścić! Synek siedzi z nosem w telefonie, palcem nie kiwnie, żeby pomóc mamie. Nie powiedzieliście małolatom, że trzeba słuchać rodziców? Co wy tam na religii robicie? Za co pieniądze bierzecie? I tak dalej.
Nieraz słyszę podobne rzeczy. Na taką katechizację można zrzucić właściwie wszystko: pijaństwo, przemoc, wykorzystywanie seksualne, rozwody…
Czyli że co? Lekcje religii miałyby zapobiec złym wyborom ludzkości? No tak, Adam i Ewa na religię nie chodzili…
Żeby to wszystko było takie proste.
Powiedział mi kiedyś młody człowiek: „Ja wiem, że narkotyki to zła rzecz, ale chcę tylko spróbować. Marycha to nic takiego”. I gadaj z takim.
Ludzie nie dlatego grzeszą, że nikt im nie powiedział, że to grzech. Grzeszą, bo chcą.
Wiedzą, że zło jest złe, na każdym kroku widzą jego ofiary, ale je wybierają, bo chcą „tylko spróbować”.
Gdyby wystarczyło ludziom coś powiedzieć, żeby oni do tego się stosowali, to po paru lekcjach religii można by wszystkim uczniom otwierać proces kanonizacyjny.
Przecież nigdy nie jest tak, że na człowieka oddziałuje tylko jedna rzecz. Choćby katecheta miał fantastyczny wpływ na uczniów, to ich przecież kształtuje jeszcze tysiąc innych rzeczy. Dla większości młodych głównym nauczycielem są media społecznościowe. Popularny bloger ma większy posłuch niż popularny katecheta. Czy to wina katechety?
Pewnie dużą ulgą jest dla kogoś myśl, że znalazł sprawcę zjawisk, które mu się nie podobają, bo to upewnia go w przekonaniu, że on sam jest czysty. Ten mechanizm ujawnia się często, gdy ktoś bliski umrze na zawał. Od razu ludzie wiedzą, czemu się tak stało. „Zaszczuli go”, „szef go niszczył”, „ty go do grobu wpędziłaś”.
Problem jest tylko taki, że z publicznego wskazywania winnych tworzy się „opinia społeczna”, która następnie jest podkręcana i wykorzystywana do ataku na to, co komuś zawadza. A takie rzeczy jak katechizacja szkolna zawadzają bardzo wielu środowiskom. Zważywszy na to, czego te środowiska chcą w zamian, warto się zastanowić, czy na pewno podzielamy ich postulaty.
Franciszek Kucharczak