Geniusz Mościckiego, mądrość, zapał i pracowitość jego rodaków sprawiły, że możemy być dumni z polskiego przemysłu chemicznego okresu międzywojnia. Do dzisiaj po części jeszcze z tego korzystamy.
Po odzyskaniu przez Polskę niepodległości poszczególne obszary odrodzonej Rzeczpospolitej znajdowały się na bardzo różnych etapach rozwoju. Obok regionów z dobrze rozwiniętym przemysłem, jak Śląsk, Łódzkie czy Mazowsze, były także ziemie bardzo słabo uprzemysłowione. Dużym wyzwaniem stało się zmniejszenie różnic między Zachodnią, Centralną i Wschodnią Polską. Dotyczyło to także przemysłu chemicznego.
Źródło bije z Górnego Śląska
W związku z rozwojem rolnictwa zastanawiano się, jak zwiększyć produkcję syntetycznych związków azotowych. Przed wybuchem I wojny światowej nawozy azotowe na terenach przyszłej Rzeczpospolitej produkowały głównie górnośląskie wytwórnie. Były to zazwyczaj koksownie i gazownie. Polska po zaborze pruskim przejęła też niespełna dwadzieścia mniejszych fabryk zaliczanych do raczkującego przemysłu chemicznego. Po powstaniach śląskich i plebiscycie na Górnym Śląsku w granicach II RP znalazła się także duża fabryka w Chorzowie (niem. Königshütte, czyli Królewska Huta). W lipcu 1922 r. Zakłady Azotowe w Chorzowie zostały oficjalnie przejęte przez rząd polski.
– Nie obyło się bez trudności. Niemcy, wycofując się, zabrali dokumentację, licząc na to, że Polakom nie uda się uruchomić tej fabryki. Nasi rodacy nie tylko wznowili produkcję w kilka tygodni, lecz nawet z czasem ją ulepszyli. Głównie dzięki Ignacemu Mościckiemu, światowej sławy wynalazcy i chemikowi, który został dyrektorem fabryki w Chorzowie. Jako swojego współpracownika wybrał wówczas Eugeniusza Kwiatkowskiego – opowiada Robert Lichwała, członek Stowarzyszenia Inżynierów i Techników Przemysłu Chemicznego, jednocześnie współtwórca Wirtualnego Muzeum Polskiego Przemysłu Chemicznego. Lichwała podkreśla, że Mościcki i Kwiatkowski to dwie sztandarowe postaci, które odcisnęły na międzywojennym przemyśle chemicznym największe piętno. Nie tylko uratowali oni chorzowską fabrykę, ale również rozwinęli w niej produkcję. W 1924 r. uzyskała ona osobowość prawną jako spółka pod nazwą Państwowa Fabryka Związków Azotowych w Chorzowie.
Górnośląska fabryka potrzebowała wsparcia, żeby zaspokoić „głód związków azotowych”, jaki zapanował w odradzającej się Polsce. Zapotrzebowanie wciąż się zwiększało, więc zaczęto myśleć o wybudowaniu bliźniaczego przedsiębiorstwa. W założeniu Chorzów miał zaopatrywać Polskę Zachodnią, natomiast nowa wytwórnia – Polskę Środkową i Wschodnią. – Na początku lat 20. zapanowała stosunkowo dobra koniunktura gospodarcza. Działała przy tym szeroko zakrojona propaganda zachęcająca do używania związków azotowych. Konsumpcja rosła. Bardzo dużo nawozów sztucznych wówczas importowano. Rachunek ekonomiczny jasno wskazywał, że można było wiele produkować własnymi siłami – analizuje R. Lichwała. Tutaj znowu na pierwszy plan wysunął się Ignacy Mościcki.
Prezydent-chemik
Mościcki, urodzony w 1867 roku, studiował chemię na politechnice w Rydze. Już w czasie studiów zaangażował się w działalność niepodległościową. Brał nawet udział w przygotowaniu zamachu na generała-gubernatora warszawskiego, jednak gdy spisek odkryto, uciekł wraz z żoną do Londynu. Tam kontynuował naukę. W 1897 roku dostał pracę na uniwersytecie we Fryburgu w Szwajcarii. Jego specjalnością były badania elektrochemiczne i elektrofizyczne, z których napisał ponad 60 prac naukowych i zdobył ponad 40 patentów krajowych i zagranicznych. Jego największym osiągnięciem okazało się wynalezienie metody uzyskiwania z powietrza na skalę przemysłową azotu do produkcji kwasu azotowego. Technologia ta została wykorzystana później między innymi w nowo powstałej fabryce w Mościcach pod Tarnowem (tzw. wieże Mościckiego).
Od 1912 roku pracował na Politechnice Lwowskiej. W chwili wyboru na prezydenta – w 1926 roku – Mościcki był rektorem lwowskiej politechniki. Co ciekawe, kiedy został prezydentem, prawo do użytkowania swoich patentów przekazał nieodpłatnie swojej ojczyźnie. Dzisiaj można powiedzieć, że był prekursorem połączenia nauki z przemysłem. Uważał, że Polska jest zbyt biednym krajem, by prowadzić badania dla samych badań. Starał się wykorzystać w praktyce każde odkrycie tak, by jak najlepiej zużywać dostępne surowce w produkcji na pożytek kraju. Co więcej, wychował całe pokolenie inżynierów myślących podobnie jak on. Zasilili oni polski przemysł chemiczny.
W amerykańskim tempie
W 1926 roku w Chemicznym Instytucie Badawczym powołano grupę naukowców do budowy nowej fabryki. Jej członkami byli inżynierowie Politechniki Lwowskiej, w większości wychowankowie Mościckiego. Fabrykę zlokalizowano w okolicach Tarnowa z powodu korzystnej lokalizacji w widłach dwóch rzek: Dunajca i Białej Tarnowskiej. – Pozwalało to na zaopatrzenie dużego kompleksu w wodę i odprowadzanie ścieków. Na lokalizację miały też wpływ duża gęstość zaludnienia i niewykorzystanej siły roboczej oraz dobrze rozwinięte szlaki komunikacyjne – kolejowy i drogowy. Mościce znalazły się w tzw. trójkącie bezpieczeństwa, pomiędzy Wisłą, Dunajcem i Sanem, gdzie kilka lat później wybudowano Centralny Okręg Przemysłowy. Blisko zagłębia naftowego, a także gazowego. To o tyle ważne, że gaz ziemny był i jest do dziś głównym surowcem służącym do produkcji związków azotowych – wyjaśnia R. Lichwała.
Państwową Fabrykę Związków Azotowych w Mościcach (późniejsze Zakłady Azotowe w Tarnowie) wybudowano dość szybko. Decyzję podjęto w 1927 roku, a już w grudniu 1929 rozpoczęła się produkcja. Mówiło się wówczas, że zastosowano amerykańskie tempo, choć na budowie nie było maszyn, a zakłady wzniesione zostały głównie siłą rąk. Na placu budowy w szczytowym okresie pracowało nawet 7 tysięcy osób. Królował koń i furmanka. Tak właśnie udało się uruchomić duży jak na ówczesne warunki kompleks chemiczny. Ostatecznie do jego obsługi zatrudniono ok. 1,5 tys. pracowników. Oficjalnego otwarcia dokonał prezydent Mościcki w 1930 roku.
Mądry Polak przed szkodą
Państwowa Fabryka Związków Azotowych w Tarnowie rozwijała się prężnie. Najistotniejszą inwestycją w okresie międzywojennym okazała się decyzja o produkcji poszukiwanej na rynkach światowych granulowanej saletry wapniowej (tzw. norweskiej). W tym czasie zajmowały się tym zaledwie dwie fabryki na całym świecie. Technologię zakupiono w Norwegii, a pozostałe prace konstrukcyjne, budowę i montaż aparatury, wykonano siłami własnymi. Mościce szybko zyskały miano dużego eksportera, a swoje wybory wysyłały nie tylko do państw europejskich, ale także do krajów Ameryki Południowej.
Kiedy fabryka była otwierana, nastąpił jednak ogólnoświatowy wielki kryzys. Na horyzoncie pojawiła się groźba zamknięcia. Dzięki uporowi załogi oraz mądrym i przemyślanym decyzjom zarządzających przetrwała trudny okres.
Do samej wojny dwie fabryki – w Chorzowie i Mościcach – spełniały zapotrzebowanie na związki azotowe dla całego kraju. – Należy dodać, że w Mościcach produkowano nie tylko związki azotowe, ale także produkty chlorowe. W 1933 roku doszło do połączenia tych dwóch bliźniaczych fabryk, aby sprostać rosnącej konkurencji europejskiej i lepiej zmierzyć się z kryzysem. Okazało się to trafną decyzją. Połączone wówczas laboratoria badawcze pracowały nad udoskonalaniem produkcji – informuje Robert Lichwała.
Chlubna historia i teraźniejszość
Dlaczego historia zakładów azotowych w Tarnowie-Mościcach napawa dumą? – W odradzającej się i biednej Polsce udało się przeprowadzić niewiele inwestycji na taką skalę. Najbardziej znana była budowa od podstaw portu w Gdyni, a druga to właśnie fabryka chemiczna w Małopolsce. Powinniśmy wracać do tego chlubnego okresu dla polskiego przemysłu. Nasz kraj scalił się, chociaż trzy zabory sprawiły, że musieliśmy pokonać wiele nierówności. Na szczęście Polakom nie zabrakło samozaparcia i woli – podsumowuje Robert Lichwała. Już w 1937 przemysł chemiczny zajmował 4. miejsce pod względem wartości produkcji i 6. w zatrudnieniu. Dzisiaj naturalnym kontynuatorem PFZA w Mościcach jest Grupa Azoty SA. Produkowano tam nawozy przed II wojną światową i robi się to do dziś. Oczywiście technologia poszła do przodu, natomiast okres międzywojenny stworzył solidne podstawy do późniejszych działań. •
Maciej Rajfur