Bogu dzięki, że mamy papieża Franciszka, który ukazuje nam inną wizję pracy duszpasterskiej, pokazuje jak wyjść z tego zamkniętego kręgu w jakim się znaleźliśmy. Jestem przekonany, że nie ma półśrodków, trzeba realizować linię Franciszka – mówi w rozmowie z KAI abp Henryk Muszyński, Prymas Polski senior, b. metropolita gnieźnieński. Dodaje, że „obecny kryzys powinien wzywać nas do głębokiej odnowy religijnej”.
A jaki jest klucz dotarcia do młodych, których religijność – jak pokazują badania – dość gwałtownie spada?
Szczerze mówiąc, nie dziwię się aż tak bardzo, że w obliczu wielu i tak poważnych wyzwań i trudności, z którymi jesteśmy konfrontowani, część młodzieży bierze rozbrat z Kościołem i ulega zniechęceniu. Młodość to przecież najpiękniejszy okres, czas wielkich marzeń i ambitnych planów. Rzeczywistość ogląda się przy tym często w barwach czarno-białych, stąd stosunkowo łatwo o wzloty, ale i zniechęcenia. Tym razem trudności mają charakter niezwykły, nawet niespotykany dotychczas na taką skalę.
Z jednej strony jesteśmy konfrontowani z gwałtowną laicyzacją, z drugiej strony bolesne skandale wykorzystania małoletnich przez niektórych duchownych, brak wiążących autorytetów, poczynając nierzadko już od rodziny, wszystko to odbija się w sposób niesłychanie bolesny na psychice, życiu, religijności i pobożności młodzieży, na jej decyzjach. Ze statystyk dowiaduję się także, że duża część młodzieży rezygnuje z dotychczasowej katechezy w szkole. Należę do pokolenia, które przeżyło w 1957 roku powrót katechezy do szkół. Towarzyszyła temu ogromna radość. Niestety, zmieniły się czasy, zmienili się ludzie, zmieniły się wyzwania, i dzisiaj katechizacja w szkole napotyka również na poważne trudności. Papież Franciszek przypomina, że obok katechizacji, młodzież powinna być również wprowadzana w życie wiary w Kościele. Bez tego nie ma prawdziwego życia religijnego. W pokorze ducha musimy przyznać, że w dużym stopniu, jako duchowni, zawiedliśmy i nie potrafiliśmy sprostać oczekiwaniom młodzieży.
Jaki jest klucz dotarcia do młodych ludzi?
Wydaje mi się, że najpierw trzeba zdobyć zaufanie młodzieży i pełne rozeznanie, w czym nie odpowiedzieliśmy jako duchowni oczekiwaniom, potrzebom i nadziejom młodych ludzi? I po prostu być pośród młodych i razem z młodymi ludźmi. W jakimś stopniu dzielić ich problemy. I być po prostu wiarogodni. Tutaj nie wystarczają po prostu słowa i nauka. Papież Franciszek we właściwy sobie sposób, dosadnie powiedział, że nauczanie i słowa to encyklopedia. Ewangelizacja to czyny, które wyprzedzają słowo.
Mamy w tym względzie doskonały wzór wyjścia naprzeciw oczekiwaniom młodzieży św. Jana Pawła II jak i papieża Franciszka. Zarówno dla jednego jak i drugiego ewangelizacja ludzi młodych była i jest sprawą absolutnie priorytetową. Dni młodzieży na światową skalę to zobowiązujące dziedzictwo, które Jan Paweł II pozostawił Kościołowi na dziś i na jutro.
Papież Franciszek stawia również wyraźnie na Kościół młodych, Kościół dynamiczny, który we wszystkim wychodzi naprzeciw oczekiwaniom młodych. Młodość to bowiem czas odważnych i śmiałych zamierzeń i planów. To – jak zwykł mawiać – nie czas na odpoczynek, nie czas emerytury, ale czas działania, radosnego przeżywania Kościoła w duchu Ewangelii. Ewangelii jako źródła prawdziwej, trwałej radości poświęcił adhortację o powołaniu do świętości „Gaudete et exsultate” – „Radujcie się i cieszcie” życiem Ewangelii. Aby dzielić radość Ewangelii, trzeba jednak żyć jej duchem i świadectwem na co dzień. Cały zatem wysiłek, i to całego Kościoła, rodziców, nauczycieli, duchownych, powinien zmierzać do tego, by dorastać do tej żywej wiary.
Przejdźmy do innego problemu, który dziś jest na czołówkach gazet i skutkuje spadkiem zaufania do Kościoła. Wykorzystywanie seksualne małoletnich przez niektórych duchownych jest bardzo bolesną kartą. Jak przez to przejść?
Jest to sprawa niesłychanie bolesna dla całego Kościoła, a także dla mnie osobiście. Krzywdy i zranienia są tak ogromne, że pozostawiają trwały ślad w życiu i nie dają się zaleczyć. Razem z księdzem, który dla wielu młodych ludzi był autorytetem, wali się dosłownie cały świat, razem z Kościołem, nie wyłączając niekiedy samego Boga. Młodzież rzadko potrafi odróżnić to co Boże i ludzkie, i przez pryzmat słabego, ułomnego człowieka widzi cały Kościół.
Usiłuję postawić się w sytuacji ludzi młodych, którzy myślą w takim oto schemacie: jeśli ksiądz jest dobry, to Kościół jest dobry, a jeśli ksiądz jest zły, to i Kościół jest zły. Kiedy mam okazję rozmawiać z młodymi ludźmi, mówię, że Kościół to nie jest tylko ksiądz, że Kościół to jest w pierwszym rzędzie Pan Jezus. Młodzi mają prawo patrzeć w sposób jasny, nawet uproszczony, bo jest to właśnie cecha młodości. Widocznie także w tym względzie, jako duchowni nie zdołaliśmy odpowiedzieć na oczekiwania młodzieży. Dzięki papieżowi Franciszkowi mamy dzisiaj już jasne wytyczne odnoszące się do wykroczeń duchownych wobec małoletnich. Za papieżem także Stolica Apostolska i Konferencja Episkopatu Polski wydała wyraźne zalecenia w tym względzie. Na podstawie decyzji Konferencji Episkopatu Polski, delegatem Episkopatu ds. ochrony dzieci i młodzieży został Ksiądz Prymas Wojciech Polak. Po ludzku współczuję jemu ogromnie. Patrząc jednak okiem wiary, dostrzegam w tym szczególny znak Bożej Opatrzności dla Kościoła. Ksiądz Prymas jest bowiem człowiekiem niesłychanie serdecznym, czułym, wrażliwym, gotowym wysłuchać i wyjść naprzeciw każdemu na miarę możliwości.
Znakiem nadziei jest to, że tak dużo zrobiono w krótkim czasie. Istnieją już programy prewencji, stworzony został system pomocy ofiarom. Ustanowione przez papieża Franciszka zalecenia i normy w tym względzie idą znacznie dalej, niż te, które obowiązywały, kiedy pełniłem czynną posługę w Kościele. Ksiądz Prymas wydał konkretne wytyczne dotyczące ochrony dzieci i młodzieży w archidiecezji gnieźnieńskiej, które zawierają wszystkie dotychczasowe dokumenty związane z tą sprawą. Podobne wytyczne opracowały także wszystkie diecezje w Polsce.
Z doświadczenia wiemy, że nie wystarczą nawet najlepsze wytyczne i zarządzenia. Niezbędna jest jednak zmiana mentalności wszystkich ludzi Kościoła. Jest to jednak proces długotrwały. Priorytetem nie może być w żadnym względzie obrona instytucji Kościoła. Głównym zadaniem jest bowiem niesienie pomocy pokrzywdzonym i troska o najsłabszego i potrzebującego człowieka.
A jak ludziom wyjaśnić sytuację jaka miała miejsce przez lata w Szczecinie?
Jest to rzeczywiście sprawa wyjątkowo trudna, złożona i godna ubolewania. Kiedy słucham i czytam wiadomości dotyczące tego przykrego wydarzenia, aż trudno uwierzyć. Ponieważ sprawa jest ciągle niedokończona i jest przedmiotem procesu kanonicznego Kongregacji Nauki Wiary, nie odważę się wypowiedzieć ostatecznego zdania w tej kwestii. Z doświadczenia wiem, że sprawy wykorzystania, a także zaniedbań ze strony biskupów są tam traktowane bardzo poważnie i dokładnie badane. Stąd czekam na ostateczną decyzję. Jeżeli proces wykaże winę i zaniedbanie, trzeba po prostu ponieść konsekwencje tego faktu, nie ma innej drogi.
Pozwolę sobie jednak dorzucić osobistą uwagę. Nie zawsze to, co wygląda na ukrywanie, tuszowanie, jest całą prawdą. Kanoniczny proces w diecezji różni się jednak znacznie od dochodzenia cywilnego wymiaru sprawiedliwości. Najogólniej nie chodzi tu przecież o karanie, a o ratowanie człowieka. Biskup nie może pominąć religijnego motywu, że Bóg nam zaufał i oczekuje od nas, jako duchownych dokładnie tego samego – zaufania drugiemu człowiekowi, jeżeli przyznaje się do winy. Nie znamy bowiem całej wewnętrznej prawdy, jak wyglądały motywy postępowania oskarżonego. Zdarza się jednak, że biskup zostaje wprowadzony w błąd i okłamany i sam nie ma żadnych możliwości, by weryfikować, na ile deklaracja o niewinności jest obiektywnie prawdziwa, jak to miało miejsce właśnie w wypadku ks. Andrzeja Dymera.
Osobiście znam tylko dwa przypadki, którym towarzyszył taki stopień zakłamania. Ale jeśli ktoś kłamie i nie jest zdolny się przyznać, to jesteśmy bezsilni. Jestem przekonany, że proces kanoniczny w Rzymie w tym względzie dostarczy nam pełnej jasności.