Współczesny święty, przemierzając ziemię, powinien krzyczeć nie tylko, że wciąż „miłość nie jest kochana”. Powinien raczej pytać każdego mijanego człowieka, patrząc mu w oczy: „Dokąd doszedł Bóg z miłości do ciebie?”.
Wejść w umieranie
„A wąż był bardziej przebiegły niż wszystkie zwierzęta lądowe, które Pan Bóg stworzył. On to rzekł do niewiasty: »Czy rzeczywiście Bóg powiedział: Nie jedzcie owoców ze wszystkich drzew tego ogrodu?«” (Rdz 3,1). Znane powszechnie tłumaczenie Biblii Tysiąclecia podstępne zapytanie węża tłumaczy jako „czy rzeczywiście”. Ksiądz Blachnicki użył słowa „dlaczego”, „czemu to…”, posiłkując się zapewne łacińskim tekstem Wulgaty: „Cur praecepit vobis Deus ut non comederetis de omni ligno paradisi?”, dlatego też zapewne nadawał temu pytaniu charakter pokusy. Pierwsza, jakiej uległ człowiek, zachwiała podstawami tego świata, a zrealizowała się pod rajskim drzewem. Przekleństwo tego zachwiania wziął na Siebie Syn Boga, kończąc żywot cytatem z psalmu – również będącym pytaniem. Ale nie o cytaty i słowa chodzi. Raczej o drzewo. Odarte z wszelkiej zieleni.
Z upływem czasu, w obliczu różnych trudności, których doświadczał, Blachnicki coraz częściej twierdził, że na doświadczenie krzyża trzeba się zgodzić, czyniąc tym samym ofiarę z siebie samego. Napisał tak: „Droga krzyżowa – jako wejście z moją aktualną egzystencją i problemami w drogę Chrystusa i Jego umieranie, i śmierć na krzyżu – to moja droga wychodzenia ze wszystkich trudności. Wczoraj przeżywałem boleśnie zwyczajność mojej drogi bez charyzmatycznych znaków pewności. Dzisiaj po Drodze Krzyżowej zrozumiałem, że najpewniejszym znakiem działania Bożego i mocy Bożej we mnie jest akceptacja krzyża – egzystencjalne pogodzenie się z umieraniem w Chrystusie – amen wypowiedziane w obliczu konieczności śmierci, podjęcie z Chrystusem tej godziny, jako tej godziny, dla której przyszedłem. Tylko w tej postawie mogę znaleźć źródło pokoju! W tym znaczeniu Jezus musi pozostać jedyną moją ostoją! To, że znajduję w sobie moc do tego – jest też jedynym dla mnie znakiem – że On mnie zaakceptował, że On mnie miłuje! I na tej bazie dopiero mogę złożyć na Niego wszystkie troski i kłopoty – mogę zawierzyć sytuacji bez wyjścia z ludzkiej perspektywy!”.
Krzyk z krzyża może trwać latami
Tajemnica śmierci Boga, ostatnich słów Jezusa z krzyża, westchnienia „pragnę!” zdaje się mieć w życiu Blachnickiego z upływem lat coraz większe znaczenie. Wciąż doświadczał oczyszczenia, które najprościej można by określić jako „opuszczenie siebie samego”. Ta dobrowolna ofiara z siebie, bez względu na aktualny stan, jaki przeżywał, była dla niego odpowiedzią na każde pytanie o ból, cierpienie. Na każde zapytanie „dlaczego”. Odczytując historię cierpiącego Hioba, odnalazł w niej siebie: „Uderzenie było straszne – noc ducha trwała cztery dni! Byłem całkowicie sparaliżowany, podcięty w samych źródłach egzystencji. Lekturą oddającą trafnie mój stan stała się Księga Hioba (po raz pierwszy chyba w życiu ją odczytałem w kontekście swojego życia wewnętrznego). Jedną szczególnie rzecz zrozumiałem dzięki jej doświadczeniu: że droga do umiłowania Jezusa prowadzi tylko przez poznanie swoich grzechów i żal za nie w obliczu przebaczającej miłości Jezusa, który gładzi moje grzechy! (…) To zrozumienie jest pierwszą odpowiedzią na mój krzyk rozpaczliwy o kroplę miłości! Krzyk, który w gruncie rzeczy trwa już czterdzieści dwa lata – i od czasu do czasu staje się wołaniem w ciemnej nocy wśród głośnego płaczu i na krawędzi rozpaczy! (…) Ale prawdziwa skrucha serca wśród łez – jako przystęp do Miłości Jezusa – to nawrócenie, na które wciąż jeszcze czekam! Już od pewnego czasu to przeczuwam, że moment, kiedy stanę w obliczu spojrzenia Jezusa z moimi grzechami i »wiele umiłuję, bo wiele mi darowano« – kiedy poznam, ile kosztowały Jezusa moje grzechy – będzie momentem pełnego nawrócenia, przemiany! Myślałem, że nastąpi to dopiero w chwili śmierci – że teraz muszę trwać tylko przy owym »pragnę«”.
Z perspektywy lat i z perspektywy tysięcy duchowych dzieci Blachnickiego to „pragnę!” ich ojca nie jest wyłącznie świadectwem tęsknoty świętego, opisującego wewnętrzne zmagania z sobą, rodzajem kwiatka na żyznym poletku „Wyznań”. Staje się raczej wyzwaniem. I to nie tylko dla nich. „Wiedzieć jeszcze mniej, a jeszcze więcej wierzyć…” – kolejne słowa poematu o ukrytym Bogu, księdza poety, świętego papieża, rówieśnika Blachnickiego, który widział w nim mistrza w propagowaniu nawrócenia, powinny zamknąć ten rozdział. Między wiedzieć a wierzyć jest taka linia, której przekraczanie bardzo boli. I na tym polega paradoks ofiarującego siebie.•
ks. Adam Pawlaszczyk