Przedostatnia droga Zbawiciela na tej ziemi wiedzie na Golgotę. Po zmartwychwstaniu odbędzie jeszcze jedną – do Emaus z uczniami, gdzie da się poznać po łamaniu chleba. Nowo narodzona wspólnota Kościoła doświadczy Jego eucharystycznego objawienia. Zanim to nastąpi, musi wziąć krzyż i wejść z nim na szczyt. Ze szczytu zniosą Go inni. Bardzo ważne jest, żeby te dwie drogi – ostatnią przed śmiercią i pierwszą po zmartwychwstaniu – rozumieć jako jedną. To droga do źródeł zbawienia. I na jednej, i na drugiej drodze Kościołowi towarzyszy Maryja. Nieodłączna, obecna, współ-obecna, współ-cierpiąca, współ-modląca się.
Miecz, który rani
Starzec Symeon, człowiek prawy i pobożny, który za natchnieniem Ducha przybył wówczas do świątyni, wypowiedział proroctwo: „Oto Ten przeznaczony jest na upadek i na powstanie wielu w Izraelu, i na znak, któremu sprzeciwiać się będą. A Twoją duszę miecz przeniknie, aby na jaw wyszły zamysły serc wielu” (Łk 2,34-35). Od tej chwili los „kamienia odrzuconego przez budujących”, który stanie się „kamieniem węgielnym”, jest również losem Jego Matki. Sprzeciw, którego Jezus będzie musiał doświadczyć, odbije się i na Jej życiu. Obraz miecza nie pozostawia wątpliwości: to symbol prześladowania. Mówiąc, że miecz przeszyje duszę Maryi, Symeon zapowiada, że Jej życie naznaczone będzie wielkim duchowym cierpieniem.
Zapowiadane przez Symeona „upadek i powstanie wielu” sytuują cierpienie Maryi w kontekście zbawczym. Odrzucenie Jezusa przez jednych stanie się dla Niej źródłem bólu. Przyjęcie Go z wiarą przez drugich – będzie źródłem Jej chwały. Zdaniem egzegetów ten fragment drugiego rozdziału Łukaszowej Ewangelii podkreśla, jak ścisła była łączność pomiędzy Jezusem i Jego Matką Maryją. Padają słowa, że będzie głęboko odczuwała i przeżywała wszelkie oznaki sprzeciwu wobec Niego i Jego nauki.
Ciekawe, że święty Łukasz nie odnotowuje obecności Maryi pod krzyżem. Oznacza to, że proroctwo Symeona przez niego cytowane ogarnia wszelki ból Matki Bożej, którego doświadczy, widząc niewiarę i wrogość ludzi wobec Jezusa. Tego, którego odrzucili, choć oczekiwany był przez nich od wieków. I nie będzie to jedynie ból w wymiarze psychologicznym. Będzie to współuczestnictwo w Jego dziele zbawczym. Miecz przenikający serce Maryi stanie się najważniejszym mieczem w historii tego świata. Czy można lepiej podsumować wielkość Jej aktu zawierzenia w chwili, gdy mówiła: „Oto ja służebnica Pańska. Niech mi się stanie według Twego słowa”? Owoc pokornej Służebnicy zaczyna dojrzewać. Droga posłuszeństwa zawsze jest drogą krzyżową.
Nie chcę chcieć
Jednym z najważniejszych miejsc w życiu księdza Franciszka Blachnickiego był Niepokalanów. Znalazł się tam w szczególnie trudnym okresie dla Kościoła w Polsce, skonfliktowany z narzuconymi przez władze państwowe pod nieobecność wygnanych z diecezji katowickiej biskupów zwierzchnikami. Za radą księdza Szwedy, który w obozie w Auschwitz zetknął się ze świętym Maksymilianem Kolbem, udał się do założonego przezeń klasztoru. Co ważne i co podkreśla jego biograf bp Adam Wodarczyk, Blachnicki był wolny od rozgoryczenia, a pobyt w klasztorze franciszkanów uznał za dobrą okazję do odrodzenia życia wewnętrznego. Czy może być przypadkiem, że miejsce to, przesiąknięte atmosferą maryjną i nazwane dosłownie „Jej” miastem, skłoniło młodego kapłana do przemyśleń na temat posłuszeństwa?
reprodukcja henryk przondziono /foto gość„Rozważałem dzisiaj sprawę posłuszeństwa w moim życiu kapłańskim. Otóż muszę stwierdzić, że dotychczas nie było wcale nadprzyrodzonego posłuszeństwa w mojej pracy kapłańskiej. I tu leży główna przyczyna wszystkich niepowodzeń w pracy duszpasterskiej (...). Wykraczałem poważnie przeciw posłuszeństwu – widzę to dziś wyraźnie – i wiem, że nie mam nic na swoje usprawiedliwienie. Zawsze stawiałem sprawę w ten sposób – że ja miałem rację, chodziło mi o dobro duszpasterstwa – a proboszcz błądził, zaniedbywał swe obowiązki...”. Takie wyznanie mógłby zapisać prawdopodobnie każdy z kapłanów. Zapisał je kandydat na ołtarze. Owszem, trzeba przyznać, mocno krytyczny wobec siebie, wciąż dostrzegający w sobie coś do poprawienia.
Pobyt w Niepokalanowie zaowocuje u niego jeszcze jednym krokiem w przód, jeszcze wyższym stopniem oddania swojej suwerenności, jeszcze głębszym rozumieniem cnoty posłuszeństwa. 17 listopada 1955 roku Blachnicki napisze: „Wczoraj ukończyłem pisanie programu »Unii kapłanów, niewolników Maryi«. W tym zawarty jest program całego życia. Ufam, że program ten jest odpowiedzią na modlitwę, w której prosiłem Maryję, aby mi pokazała drogę. Jeżeli jest inaczej – niech życie wszystko przekreśli. Nie chcę bowiem nic innego chcieć – jak woli Bożej i woli Niepokalanej”.
ks. Adam Pawlaszczyk