Stawia nam również wszystkim pytanie: "Czy wierzysz w trzeci dzień, co złamał śmierci moc?". Salezjanie z Krakowa wraz z zespołem "Ziemia Boga" i reżyserem Marcinem Kobierskim po raz kolejny stworzyli niezwykłe Misterium Męki Pańskiej.
Dla mnie przyjazd na to misterium był pewnego rodzaju powrotem do (mojego) pierwszego, które mogłam zobaczyć kilka lat temu. Wtedy też była muzyka na żywo, choć teraz mamy zdecydowane pójście w musical. Teksty wszystkich piosenek są autorstwa reżysera Marcina Kobierskiego. Świetnie udało mu się je dopasować do uwielbieniowych podkładów. Obserwując kolejne misteria, które przygotowuje Marcin, zauważam, jak ważne są dla niego wątki rodziny, małżeństwa, w tym roku może bardziej rodzeństwa, czy po prostu relacji międzyludzkich i między Bogiem a człowiekiem.
Męka z innej perspektywy
To Misterium jest wyjątkowe, nie tylko ze względu na śpiew. Mamy też zmianę perspektywy. Wiele sztandarowych kwestii, które zawsze pojawiały się w spektaklach, nagle śpiewane są przez inne osoby. To nie Jezus wypowiada pewne kwestie, ale np. śpiewają je jego uczniowie. To misterium w przeciwieństwie do poprzedniego nie jest tak bardzo przepełnione cierpieniem. Marcin Kobierski tłumaczy: "Myśląc o tegorocznym misterium miałem jakby dwa przebłyski, pierwszy to był taki, że to poprzednie bardzo było naznaczone cierpieniem. Czułem, że wewnętrznie nie chcę się prześcigać na cierpienia. Zobaczyłem, że wszyscy dookoła jesteśmy naznaczeni cierpieniem tej pandemii i ono jest bardzo obecne w życiu społecznym. Męka zawsze musi być, ale chciałem spojrzeć na nią trochę od innej strony. Żeby nie zatrzymywać się na cierpieniu, tylko na tym do czego ono prowadzi, czyli nadziei Zmartwychwstania i życia wiecznego. Jezus męką otwiera nam Niebo."
Reżyser zwraca uwagę również na muzykę: "Jest środkiem wyrazu, trochę jest przeszkodą, bo też trudniej może utrzymać takie napięcie dramatyczne, bo zawsze muzyka cię prowadzi, jakoś uspokaja. Celowo to zrobiłem, żeby ta muzyka była czymś łagodzącym to wszystko. Współgra z tymi scenami, w których bardzo dążyłem, żeby powiedzieć o nadziei. Żeby poradzić sobie ze stratą. Dwa główne wątki oprócz Męki Jezusa, to jest wskrzeszenie Łazarza, czyli też nadzieja, że Jezus i nas wskrzesi, a druga to jest historia Rubena, który nie może sobie poradzić ze śmiercią swojego brata."
Marcin jest niezwykłym obserwatorem świata i potrafi w swoich sztukach to pokazać. Myślę, że w ostatnim czasie bardzo dużo osób w jakiś sposób musiało zmierzyć się z tematem śmierci. Może po raz pierwszy, a może po raz kolejny. To misterium dla niektórych może być właśnie też taką próbą zmierzenia się ze stratą, ale także zadania sobie pytania: "czy wierzę w życie wieczne?".
Sam reżyser zwrócił na to uwagę: "Ja na początku tej pandemii na nowo musiałem sobie powiedzieć: Wierzę w życie wieczne. Do mnie taki paradoks dotarł w trakcie tej pandemii. Z jednej strony mówimy: Niebo, to będzie coś wspaniałego, a z drugiej strony mówimy: nie chcę tam iść. Jeszcze tutaj muszę pożyć. Tak jakby tam nie było życia. Jakby tam miał być dramat i w kółko różaniec będziemy odmawiali. (śmiech) Ja do momentu pandemii mówiłem: Panie Boże zabierz mnie, jak będę gotowy. W czasie pandemii uświadomiłem sobie, że nigdy nie będę gotowy. Dobrze, że jest Boże Miłosierdzie. I w czasie pandemii po raz pierwszy powiedziałem: Panie Jezu, czy to będzie za 40 lat, to będzie ok., jak to będzie we wtorek, też ok."
Najlepsi przyjaciele
Ucieszyłam się widząc, że reżyser w tym roku przywołał wątek Marii, Marty i Łazarza z Betanii. Dzięki pójściu w musical udało mu się uchwycić tę radość Jezusa z przebywania u swoich przyjaciół. Sam pomysł musicalu zrodził się podczas uczestniczenia w Liturgii Wielkiej Soboty, która była transmitowana z seminarium. "Zobaczyłem, że klerycy dobrze śpiewają. Potem szukałem historii, która by temu towarzyszyła." I tak pojawiła się historia Łazarza, którego śmierć kończy się happy endem. Choć za chwilę mamy zderzenie z Golgotą. Na bardzo ciekawą rzecz zwrócił uwagę Marcin, gdy szukał informacji o rodzeństwie z Betanii. "Łazarzostwo mogło czuć wyrzuty, że to wskrzeszenie Łazarza sprawiło, że znowu zrobiło się głośno o Jezusie. To mnie tak bardzo uderzyło, bo nigdy nie wiązałem tych faktów. Wskrzeszenie Łazarza, wizyta w Betanii i zaraz rzeczywiście jest Męka."
O to, jak to jest grać najlepszego przyjaciela Jezusa, zapytałam kl. Jacka Banasiuka.
- Rola Łazarza, przyjaciela Jezusa, pokazuje mi jak ważne dla naszego Zbawiciela były relacje z ludźmi. Jezus też potrzebował takiej oazy spokoju, jakim był dom rodzeństwa z Betanii. Mógł tam spokojnie pobyć, odpocząć, porozmawiać, odprężyć się, a to jest bardzo ciekawy i zapomniany profil Mistrza z Nazaretu. Raczej nie mówi się o tym, że Jezus odpoczywał, a może warto jest to przypomnieć „zalatanemu” człowiekowi XXI wieku. Dla mnie ważne w tej roli jest przypomnienie, że Jezus jest moim Przyjacielem, który chce ze mną spędzać czas i to nie tylko ja czerpię z tego spotkania, ale również On się cieszy przebywaniem ze mną, a to sprawia tym większą przyjemność również mnie. Ta refleksja zachęca mnie do tego, aby w moją relację z Jezusem tchnąć zdecydowanie dużo więcej normalności.
- O ile mnie pamięć nie myli w zeszłym roku grałeś Jana, teraz też, co ciekawe, stoisz pod krzyżem, ale jako Łazarz. Jakie myśli, emocje ci towarzyszą?
- Rzeczywiście, w tym roku, podobnie jak w zeszłym stoję pod krzyżem, tylko poprzednio jako Jan, a tym razem jako Łazarz. W tym roku wydaje mi się, że jakoś głębiej przeżywam tę scenę śmierci Jezusa, może wiąże się to z tym, że w tym roku śpiewam podczas konania mojego Przyjaciela, a w zeszłym po prostu stałem. Jako Jan czułem się bezradny i jedyne co mogłem zrobić to upaść na kolana, a później szukałem w sobie siły, aby być wsparciem dla Maryi. W tym roku jako Łazarz przy krzyżu przeżywam wielkie rozdarcie, bo mój Przyjaciel umiera i mam świadomość tego, że to jest cena jaką płaci, abym ja mógł żyć. Mój Przyjaciel jest dla mnie bardzo cenny, dlatego patrząc na Niego jak cierpi, wolałbym dalej leżeć w grobie lub samemu zawisnąć na krzyżu, żeby tylko Mu tego oszczędzić. To jest bardzo trudne doświadczenie rozdzierającego niezrozumienia i krzyczącego osamotnienia.
- Czego uczy cię to tegoroczne misterium?
- Tegoroczne misterium uczy mnie, że to co przeżywały osoby, które towarzyszyły Jezusowi, niczym nie różnią się od nas. Mają takie same potrzeby, takie same zmartwienia, takie same radości i poszukują tego samego, czyli pokoju serca.
Małgorzata Gajos