Sytuacja wygląda dramatycznie i następująco: dziewczynka, trzynastoletnia, zachodzi w ciążę z piętnastolatkiem. Chłopak morduje dziewczynę, bo przypuszczalnie boi się odpowiedzialności. Straszliwa tragedia dwóch rodzin. Każdy, kto ma choć odrobinę rozumu i serca, raczej milczy.
Nie mówiąc już o ocenach i pokazywaniu palcem „winnych”. Ale o rozum i serce coraz trudniej. I wylał się ocean głupawych i plugawych ocen i osądów. Bardzo wiele tam „ambitnych” analiz, według których winni są... katolicy, brak aborcji na życzenie, brak edukacji seksualnej i prezerwatyw za jeden uśmiech. Dziecka trzynastoletniego, oczywiście. Argumenty logiczne, że przecież dzieci nie powinny ze sobą współżyć, że nie trzeba edukacji seksualnej, by wiedzieć, że drugiego człowieka się nie zabija i że w krajach z pigułkami dla dziewczynek również zdarzają się podobne dramaty, nie docierają. Teoretycznie więc (bo nie znamy tych rodzin): gdy dzieje się coś strasznego między młodymi ludźmi, nie jest winny brak dyscypliny. Nie jest winna seksualizacja dzieci. Ani brak zaufania i kontaktu z rodzicami. Ani wiek szczenięcy, który czasem powoduje, że zachowania nastolatka wymykają się spod kontroli rozchwianych emocji. Nie jest w końcu winna presja otoczenia, które przekonuje, że można i trzeba współżyć jak najwcześniej i bez zobowiązań. Co jest winne? Wymagania moralne stawiane młodym. Winni są katolicy, bo nie pozwalają na seks małolatów. I marudzą coś o wstrzemięźliwości. Proste? Propozycja niezbyt luźna. Ciszej nad tą tragedią. Puste frazesy, nie mówiąc o przerzucaniu się odpowiedzialnością, to droga donikąd. A na tej drodze można spotkać jedynie absurd, przemoc słowną i beznadzieję. Słabe drogowskazy na społeczną przyszłość młodych.
Agata Puścikowska