W symbolice chrześcijaństwa nie ma czarodziejskich mikstur, płynów czy pokarmów złożonych z tajemnych składników.
Jest tu raczej prostota, ale przebogata w znaczenia. Fundamentalnym symbolem staje się woda. O jej życiodajnej sile wiedzieli ludzie starożytnego Bliskiego Wschodu. Wiedział o tym doskonale biblijny prorok, gdy pisał: „Wszyscy spragnieni, przyjdźcie do wody”. Zdaje się, że przywoływał obraz ulicznych sprzedawców, którzy oferowali w skwarze dnia ten napój, pisząc: „Kupujcie i spożywajcie, dalejże, kupujcie bez pieniędzy”. Ale ów uliczny sprzedawca darmowo oferował więcej: wino i mleko. Te napoje, o czym mówi Stary Testament, były więcej niż wodą. Ziemia Obiecana, do której wędrowali Izraelici z niewoli egipskiej, miała być ziemią „miodem i mlekiem płynącą”. A prorok Joel wieścił: „Stanie się owego dnia, że góry moszczem ociekać będą, a pagórki mlekiem opływać i wszystkie strumienie judzkie napełnią się wodą”.
Wino było synonimem rozkoszy, napojem serwowanym podczas uczt. Mleko, razem z miodem, wśród wędrownych pasterzy doby patriarchów, ale i potem, było ważnym produktem spożywczym. Gościom podawano je jako przysmak. Były to napoje podstawowe, ale zarazem ważne i niezbędne. Wśród nich woda była najbardziej prosta, niezwiązana z ludzką pracą, a zarazem najbardziej pożądana. Bez niej życie było niemożliwe. Wiedzieli o tym Izraelici wędrujący z Egiptu do Ziemi Obiecanej. Gdy jej brakowało, podnieśli na pustyni bunt. Wodę swym rodakom miał zapewnić ich przewodnik Mojżesz.
Prosty, a zarazem tak głęboki symbol wody jako źródła życia, życia duchowego, stanie się materią sakramentu chrztu świętego. Do wspólnoty Kościoła wchodzi się nie poprzez tajemne eliksiry czy magiczne płyny, ale poprzez ceremonię polania głowy, która jest bardzo prosta, wręcz ascetyczna. Ale ten skromny w swej formie gest włącza do wspólnoty Kościoła i obdarza chrzczonego łaskami, jakie przyniósł Ten, który ochrzcił się w Jordanie, a potem dokonał zbawienia na drzewie krzyża. •
ks. Zbigniew Niemirski