Francja najpierw zapomniała, a potem wyrzekła się resztek pamięci o swoim Imperium, które – jak każde dobrze zbudowane imperium – było urzeczywistnionym snem o uniwersalizmie, o braterstwie ludów. Sen nie jest tu metaforą: narody i imperia rodzą się, gdy „porywy wyobraźni” książąt spotykają się z potrzebami życia ludów. Czy warto je pamiętać?
Pamięć może być czynna. Osiemdziesięcioletni Jean Raspail napisał książkę „Na Królewskim Szlaku” (jej polskie tłumaczenie właśnie się ukazało), wspominając nie tylko dawne Imperium, ale własną młodzieńczą, skautowską wyprawę z przyjaciółmi rzekami, którymi płynęli odkrywcy francuskiej Ameryki – od atlantyckich brzegów Kanady, przez Wielkie Jeziora, do Zatoki Meksykańskiej i Nowego Orleanu. Co chcieli znaleźć? Ślady zapomnianej cywilizacji katolickiej, która tam istniała, ale także ślady ducha pierwszych odkrywców tej ziemi we własnych sercach. Wspominający u schyłku życia tę przygodę stary pisarz odtwarzał w pamięci jej nastrój, by mogli go poczuć ci, którzy dziś mają tyle lat, ile on i jego trzej przyjaciele, gdy ruszali w dwóch kanu z Trois-Rivières na zachód. Jakby tłumacząc się z dzieła swego życia, pisał: „Kiedy nasze przekonania nic już nie znaczą, bo jest się przytłoczonym ze wszystkich stron i nie ma nadziei na to, że kiedyś to one zwyciężą, trzeba im nadać bardzo konkretny kształt. To taka gra…”.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Marek Jurek