Nazywano go „sumieniem Bolonii”. Został ogłoszony błogosławionym na centralnym placu tego miasta, na którym przez lata żebrał dla swych podopiecznych. Dzieło ojca Olinto Marelli wciąż wspiera potrzebujących.
Po raz pierwszy zobaczyłem go, idąc na premierę prestiżowego przedstawienia w bolońskim teatrze. Mimo przejmującego zimna siedział przy wejściu z nieodłącznym kapeluszem w dłoni i prosił o jałmużnę dla dzieci, którymi się opiekował – wspomina ks. Giovanni Nicolini, wówczas student prawa, który miał zostać adwokatem. To spotkanie odmieniło jego życie. Postanowił bliżej poznać brodacza Boga, jak miejscowi nazywali ojca Olinto, a ten pokazał mu piękno Ewangelii. Giovanni został księdzem służącym Jezusowi w najbardziej potrzebujących. I choć nigdy nie zaangażował się w Dzieło Ojca Marelli, to wspierał je, przekazując regularnie swe stypendia mszalne. – Ojciec Olinto obudził sumienia bolończyków. Zaczęli dostrzegać biedę w swoim mieście i rzesze potrzebujących. Mówiąc językiem papieża Franciszka, to była prawdziwa rewolucja czułości, która wciąż dokonuje się na peryferiach tego miasta. Dla wielu najbardziej szokujące było to, że ojciec Olinto nie wahał się żebrać, byle tylko zapewnić byt sierotom, samotnym kobietom, bezrobotnym i opuszczonym. Taka postawa mocno odstawała od wizerunku ówczesnych kapłanów diecezjalnych, do których grona należał – podkreśla ks. Nicolini. Soborowe zmiany miały dopiero nadejść. Zarzucano ojcu Olinto, że jest „za bardzo ewangeliczny i zdecydowanie za mało kanoniczny”. A on tylko uśmiechał się pod obfitym wąsem, wsiadał na rower w swym nieodłącznym czarnym kapeluszu i jechał żebrać… na stację kolejową, przystanki autobusowe i ulice pełne modnych sklepów. Bolonia uczciła jego pamięć umieszczając na jednym z budynków płaskorzeźbę Bożego żebraka z kapeluszem w dłoni. Dziś żebrze pod nią jego następca.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Beata Zajączkowska