Pragniemy wzrastać, dowiadywać się, pokonywać przeszkody, poznawać kogoś, wkradać się w czyjeś serce, spotykać się z nieznanym…
Te pragnienia odczuwamy w sobie jako pewną siłę wypychającą nas ze środka. Nigdy nie zadowolimy się namiastką, gotową teorią, seryjnym produktem. Człowiek szuka tego, co piękne, a gdy znajdzie, pyta, czy nie istnieje coś jeszcze piękniejszego. Ugania się za swym szczęściem, a gdy go dozna, zastanawia się, czy to już wszystko. Pali go niepokój o prawdę, a gdy o niej słyszy, zastanawia się, skąd wziąć pewność. Pascal nazywał człowieka wiecznym żeglarzem, żyjącym między nicością a pełnią. Pełni pożąda, przed nicością truchleje. „Niespokojne jest serce moje, Boże, póki nie spocznie w Tobie”.
Dopadają nas nieraz stany patologiczne, gdy ze swego pragnienia uczynimy idola. Jak tyran rzuci nas ono na kolana i poczujemy na sobie żrący smak nienasyconej ambicji i zachłanności. Jak w przypadku nieszczęśnika, który po znalezieniu dziewięciu garnków pełnych złotych monet i jednego wypełnionego nimi do połowy, zamiast cieszyć się skarbem, rzucił się w nieludzką harówkę, bo pomyślał, że ten dziesiąty, jak inne, trzeba najpierw wypełnić monetami po brzegi. Bywa też i tak, że ludzie z góry rezygnują z własnych pragnień. Rozczarowania nazbyt bolą, lepiej nie ryzykować. Trzeba zgodzić się na życie skurczone do minimum. „Ludzie, po co wam wolność, przecież macie telewizję”. Pewna kobieta nie mogła się zdecydować na wybór zeszytu z krzyżówkami. „Źle sypiam. Nie ma pani czegoś z większą liczbą szarad?” – zapytała kioskarki. Postanowiłem się odezwać i doradzić: „Nocą najlepiej się pomodlić”. Odwróciła się, zmierzyła mnie wzrokiem i wypaliła: „A idź pan w cholerę”.
Tymczasem ludzie lgną do religii, bo wzmaga ona i ukierunkowuje ludzkie pragnienia. Muzułmanie tęsknią do Mekki, buddyści do nirwany, Żydzi do Jerozolimy: „Jeruzalem, jeśli zapomnę o tobie, niech uschnie moja prawica!”. Natomiast odkąd przyszedł Chrystus, ludzka tęsknota osiągnęła nowy, nieznany horyzont: „Popatrzcie, jaką miłością obdarzył nas Ojciec: zostaliśmy nazwani dziećmi Bożymi”. Przeogromny i niedostępny Bóg powiedział: będziesz Moim synem, będziesz Moją córką! Spotkanie z Jezusem zamienia nas w Boże potomstwo. W jedynym Synu Boga możemy także my stać się synami. W Kościele pierwotnym modlitwa „Ojcze nasz” nie była dostępna dla wszystkich. Wręczano ją jak talizman tym, którzy w Chrystusie się odrodzili i przekonali, że Bóg jest płodny. Czułym, intymnym słowem „Abba, Tatusiu” chrześcijanin pielęgnuje najbliższą sobie relację. Jutro dostaniemy jeszcze więcej – mówi św. Jan – zobaczymy Go! Prawosławni wpatrują się w ikony, katolicy w Najświętszy Sakrament. Nie łączą swego szczęścia z tym nędznym i pogubionym światem. Szukają go dalej – w tajemniczym słowie „Ojciec”. •
ks. Robert Skrzypczak