Obowiązek nakazuje zajmować się wszystkim, czym zajmować się trzeba.
Kilku wybitnych publicystów (panowie Łęski, Mistewicz, Trudnowski, Terlikowski) napisało o mnie jako o właściwym (ich zdaniem) kandydacie na urząd Rzecznika Praw Obywatelskich. Taka rekomendacja wzmacnia mój głos w debacie o prawach obywatelskich (a to wsparcie niezwykle cenne), natomiast nie czyni kandydata (bo tych – w tym wypadku – desygnują jedynie Marszałek Sejmu albo duże partie polityczne, liczące co najmniej 35 posłów). Ale ma jeszcze ta obywatelska rekomendacja dodatkową zaletę – z dyskusji, którą uruchomiła, można się wiele dowiedzieć… o sobie.
I tak pan Stefan Sękowski, publicysta katolicki, napisał był, że „Marek Jurek skupia się na obronie praw obywatelskich w zakresie jednego artykułu konstytucji. Art. 38 to bardzo ważna, ale nie jedyna część ustawy zasadniczej. Nie wiem, czy zwracałby uwagę na pozostałe”. Chciałbym wiedzieć, na czym (i czy w ogóle) „skupia się” pan Sękowski, natomiast jedno już wiem, że nie skupia się na działalności ludzi, o których pisze. Przez sześć lat byłem członkiem, a przez pewien czas przewodniczącym Krajowej Rady RiT. Za swą działalność na rzecz wolności słowa byłem nagradzany przez dziennikarzy. A wolności mediów bronić trzeba było bardzo, po zdewastowaniu zmian w telewizji publicznej za prezydentury Aleksandra Kwaśniewskiego. W pewnym sensie ukoronowaniem tej pracy (już po zakończeniu kadencji) był mój wniosek o śledztwo parlamentarne w „sprawie Rywina”. Byłem bowiem autorem pierwszej uchwały Sejmu w tej sprawie.
Zanim po latach debat na temat polityki prorodzinnej Sejm uchwalił 500 Plus, to kierowane przeze mnie Koło Prawicy Rzeczypospolitej przeprowadziło w 2007 roku największą w ciągu pierwszego dwudziestolecia niepodległości obniżkę podatków dla rodzin wychowujących dzieci – mimo oporów ówczesnej wicepremier, minister finansów profesor Gilowskiej. W kraju głośnym echem (choć jednak za słabym dla słuchu redaktora Sękowskiego) odbił się mój spór z wiceprzewodniczącym Komisji Europejskiej Timmermansem, któremu w Komisji LIBE Parlamentu Europejskiego musiałem przypomnieć, że prawo polskich kobiet do wcześniejszego odpoczynku emerytalnego jest prawem konstytucyjnym, umocowanym w orzecznictwie Trybunału, którego tak deklaratywnie „bronił” Frans Timmermans.
W samym Trybunale mój wniosek w okresie rządów Leszka Millera obronił zagrożone przywileje kombatanckie, a Trybunał z kolei obronił potem Samoobronę przed moją marszałkowską skargą na łamanie konstytucyjnych zasad działalności partii politycznych przez tzw. weksle, całkowicie niszczące wolność mandatu poselskiego. Trybunał nie obronił Samoobrony merytorycznie, ale „kalendarzowo”, długo unikając rozpatrzenia skargi i wygaszając ją po zakończeniu kadencji Sejmu.
Tę listę mógłbym długo ciągnąć dalej, ale po co? Na pewno nie po to, żeby udowadniać, że nie „skupiam się” na obronie prawa do życia. Obowiązek nakazuje zajmować się wszystkim, czym zajmować się trzeba. Gdyby więc Stefan Sękowski uważnie obserwował życie publiczne – wiedziałby, że to nie tyle ja „się skupiam”, ile na moim stanowisku w sprawie prawa do życia skupiają się (momentami obsesyjnie) przeciwnicy tego prawa. Wystarczy o nim milczeć, albo jedynie od czasu do czasu notyfikować, że jest się „pro life”, jednocześnie godząc się w gruncie rzeczy na życie w społeczeństwie aborcyjnym – i już można zyskać opinię zacnego człowieka, który się na niczym niepotrzebnie nie „skupia”.
Sprawy trzeba stawiać jasno, „więc na koniec – jak pisze Herbert – żeby wiadome było”. Prawo do życia jest pierwszym z ludzkich praw, jego pogwałcenie przekreśla pozostałe. Rzecznikiem Praw Obywatelskich powinna zostać tylko taka osoba, która wyraźnie i niedwuznacznie wspiera kluczowe w tej sprawie orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego z 28 V 1997 roku. Jak przypomniał profesor Zoll – jego przedmiotem nie jest przestrzeganie abstrakcyjnej „zasady moralnej”, ale podmiotowe prawo do tego, żeby się urodzić, pierwsze z naszych praw. Cały obóz lewicowo-liberalny chce to prawo i wspierający je dorobek prawny unieważnić, my musimy je rewaloryzować. Wydawałoby się, że tertium non datur. Jednak jest trzeci punkt widzenia: że nie należy się na tym za bardzo skupiać, że lepiej praktykować pogodną cnotę dekoncentracji.•
Marek Jurek