„Jedna planeta, jedno dziecko” – na razie to tylko prośba czy sugestia wyrażona uśmiechniętą buzią malucha. Ale – i właśnie o tym pisałem kilka lat temu – nie brakuje głosów, że liczba dzieci powinna być ograniczona do jednego prawnie (jak kiedyś w Chinach) albo że rodziny wielodzietne powinny być pozbawione niektórych przywilejów.
Przed wielu laty pisałem w „Gościu” o coraz częściej pojawiających się w krajach zachodnich głosach nawołujących do ograniczania liczby dzieci jako jednego (głównego?) z powodów globalnego ocieplenia.
W kilku internetowych okienkach pojawiło mi się ostatnio zrobione w Kanadzie zdjęcie wiaty przystankowej i plakatu z uśmiechniętą buzią małego dziecka oraz podpisem: „Najlepszy prezent, jaki możesz dać swojemu pierworodnemu, to nie mieć więcej dzieci”. Ja myślę, że najlepszy prezent, jaki dziecko może dostać od rodziców, to rodzeństwo. Choć, niestety, z różnych względów nie każdy może taki prezent darować.
Plakat, o którym wspominam, to akcja informacyjna, czy raczej uświadamiająca, że zmiany klimatu i przeludnienie mogą zostać rozwiązane tylko w jeden sposób. Przez ograniczenie liczby dzieci do jednego na rodzinę. „Jedna planeta, jedno dziecko” – na razie to tylko prośba czy sugestia wyrażona uśmiechniętą buzią malucha. Ale – i właśnie o tym pisałem kilka lat temu – nie brakuje głosów, że liczba dzieci powinna być ograniczona do jednego prawnie (jak kiedyś w Chinach) albo że rodziny wielodzietne powinny być pozbawione niektórych przywilejów.
Statystyki mówią jednak, że największe emisje gazów cieplarnianych, największe zużycie energii, wody i surowców w przeliczeniu na mieszkańca notują kraje, w których dzieci rodzi się mało. A zatem im mniej dzieci, tym większe drenowanie planety? Nie. Liczba dzieci jest skorelowana z poziomem edukacji i majętnością. Bazując tylko na tym, można powiedzieć, że zmniejszenie liczby dzieci jest naturalną konsekwencją rozwoju ekonomicznego. Ale przeszukując strony organizacji namawiających do ograniczenia liczby dzieci, nie znalazłem postulatów wzywających do wsparcia rozwoju gospodarczego biednych regionów planety. Przeciwnie, głosy dochodzące ze szczytów klimatycznych namawiają raczej do obkładania tych biednych, tych rozwijających się, dodatkowymi opłatami. By ich gospodarki nie rosły zbyt szybko.
Dwa tygodnie temu napisałem tutaj o życiu nie kosztem świata, ale w zgodzie ze światem, o tym, że wstrzymywanie rozwoju jest błędem, i o tym, że nowe technologie mogą rozwiązać faktyczne problemy trapiące planetę. To nie dzieci są problemem, tylko wygodne życie ponad stan jednych i brak edukacji oraz dostępu do podstawowych dóbr drugich. Problemem jest brak solidarności wyrażany chociażby niechęcią do dzielenia się nowoczesnymi technologiami. W wielu rejonach świata ludzie umierają z głodu, choć w bogatych krajach Zachodu ponad 30 proc. kupowanego jedzenia wyrzuca się do śmieci. Przecież mniejsza liczba dzieci w Europie, USA czy Kanadzie nie uratuje głodujących.•
Tomasz Rożek