O posłuszeństwie Kościołowi, podobieństwach i różnicach pomiędzy archidiecezjami i tym, co w sercu pasterza pozostawiły Katowice, mówi abp Adrian Galbas, nowy metropolita warszawski.
Marcin Iciek: Trzeba zacząć od gratulacji, bo Warszawa już czeka.
Abp Adrian Galbas: Dziękuję wszystkim, którzy okazują mi dużo wsparcia, a także tym, którzy wyrażają smutek. Co prawda, ten smutek raczej nie pomaga mi w tych dniach, ale z drugiej strony jest bardzo miły, bo oznacza, że udało nam się tutaj, w Katowicach, zbudować poważne więzi – mimo krótkiego czasu spędzonego razem.
Niektórzy zastanawiają się, czy Ksiądz Arcybiskup nie mógł nie przyjąć nominacji, mówiąc: „Ojcze Święty, tu jest jeszcze spora misja do wykonania”. Jak to było?
W swoim kapłaństwie przyjąłem zasadę, że jeśli Kościół mi coś zleca, to mówię fiat. Miałem takie nastawienie od początku, ale szczególnie intensywnie pamiętam moment złożenia wiecznych ślubów w zgromadzeniu pallotynów. Wypowiadałem wtedy takie zdanie: „Oddaję, poświęcam i składam w ofierze samego siebie”. Gdybym tego posłuszeństwa nie okazywał, byłoby mi trudno modlić się codziennie uczciwie modlitwą „Ojcze nasz”, przede wszystkim tym jednym zdaniem: „bądź wola Twoja”. Równie trudno pewnie byłoby mi mówić o zaufaniu Panu Bogu. I pewnie byłoby mi trudno oczekiwać od innych, świeckich i duchownych, posłuszeństwa decyzjom Kościoła. Ojciec Święty zlecił mi misję, która – jak wierzę – została dobrze rozeznana. Skoro papież oraz Stolica Apostolska wiedzą, jak długo jestem w Katowicach, a jednak zdecydowano się na taki krok, to mimo trudu, którego nie ukrywam, przyjmuję tę decyzję, widząc w niej nie tylko ludzkie działanie, ale przede wszystkim działanie Pana Boga. Bo inaczej nie miałbym siły na to fiat.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.