Fascynujący jest obraz ziaren ludzkiej solidarności, pisanej jeszcze przez małe „s”, które dopiero zrodzą gigantyczny plon. Tylko jak o tym wszystkim opowiedzieć młodym?
28.08.2020 14:44 GOSC.PL
Już w okresie prenatalnym wykazywałem się patriotyczną mądrością i uporem. Mijał wskazany przez lekarza termin porodu, a ja czekałem pod sercem mamy na rozwój wypadków... Twierdziłem uparcie, że urodzę się dopiero wówczas, gdy w kraju błyśnie nadzieja na wolność i demokrację. I wreszcie, 31 sierpnia podpisano w Stoczni Gdańskiej porozumienie. Następnego dnia powiedziałem „ok, wychodzę”.
No cóż, taką mam – mniej lub bardziej zabawną – rodzinną anegdotę... Ale mówiąc całkiem poważnie, pamięć o Solidarności – tej pisanej z dużej litery, jak i tej ludzkiej solidarności sprzed 40 lat – coraz mocniej się zaciera. Nawet pokolenie moich rówieśników, o którym kiedyś jeszcze mówiło się (ze względu na rocznik w metryce urodzenia): „pokolenie Solidarności”, coraz słabiej kojarzy historyczne fakty sięgające sierpnia ’80. Prędzej mity, spiskowe teorie albo po prostu kilka klisz: Strajki, stocznia, Lech Wałęsa, długopis z papieżem, stan wojenny... Wszystkim nam, i starszym, i (zwłaszcza) młodszym potrzebna jest solidna powtórka z nieodległej przecież historii. Jeśli to pokolenie, które wyrastało z chłopięcych i dziewczęcych ubranek na podwórkach schyłku PRL-u, a więc jednak dotknęło jakoś epoki Solidarności, dziś albo zatrzymało się na wiedzy powierzchownej, muśniętej tylko w szkole, albo – co gorsza – nie widzi sensu, by do niej wracać, bo co było to było, to czego oczekiwać możemy od roczników 90. i późniejszych?
Kilka dni temu w warszawskim Centrum Edukacyjnym „Przystanek Historia” przy okazji prezentacji serwisu twarzesolidarnosci.gosc.pl Andrzej Grajewski zauważył, że „najważniejsza lekcja z tamtego buntu sprzed 40 lat jest taka, że energię, która zmienia Polskę i świat, możemy stworzyć tylko razem”. Tym samym zwrócił uwagę na to, że solidarnościowy zryw, o którym aktualnie głośno ze względu na okrągłą rocznicę, nie tylko zmienił bieg historii, ale dziś również może inspirować. I to nie tylko historyków, polityków czy działaczy społecznych.
Fascynujące są historie ludzi, którzy tworzyli Historię (wszystkie znajdziecie w serwisie twarzesolidarnosci.gosc.pl). Tak jak fascynujący może być obraz ziaren ludzkiej solidarności, pisanej jeszcze przez małe „s”, które dopiero zrodzą gigantyczny plon. Z dzisiejszej perspektywy niewiarygodne może się wydawać, by te drobne ziarenka skruszyły betonowy układ w Europie i na świecie...
Tylko jak o tym wszystkim opowiedzieć młodym? Bo niech nikogo nie zwiedzie myśl, że wiedzieć to ich obowiązek. Zaś narracja „za moich czasów to było tak...” przynosi więcej szkody niż pożytku. Jak więc ich zafascynować twarzami Solidarności (twarzami solidarności)? Pewnie kluczy jest wiele. Ale zdadzą się na nic, jeśli sami nie znajdziemy w tamtych odległych twarzach czegoś fascynującego. Czy naprawdę tak odległych?
Czytając z twarzy sprzed czterech dekad, rozglądajmy się wokół siebie. Czytajmy bliskie i dalsze nam osoby. Wykonajmy wysiłek, by dostrzec w nich to, co dostrzegał ks. Józef Tischner (kolejna Twarz Solidarności): „Twarz zawiera w sobie jakiś odblask idealnego piękna, idealnego dobra, idealnej prawdy” („Filozofia dramatu”).
Piotr Sacha