Między zgorszeniem a zwiedzeniem

Znasz opowieść o zabłąkanej owcy? I o dobrym Pasterzu, który zostawia dziewięćdziesiąt dziewięć pozostałych, aby poszukiwać tej jednej? Problem w tym, że w Ewangelii Mateusza nie chodzi po prostu o owcę, która przez swe błędy zagubiła się na drogach wiary i niczym grzesznik odłączyła się od Bożego stada. Greckie słowo planēthē sugeruje, że ta owca została wprowadzona w błąd, zwiedziona.

To chyba jeden z najbardziej sugestywnych obrazów w Biblii. Oto Pasterz, który pozostawia swoje owce i wędruje w poszukiwaniu tej jednej, odłączonej od stada, jednak nie po to, aby – jak to było pasterskim zwyczajem – zabić odnalezioną, ale po to, aby się nią cieszyć (por. Mt 18, 12–14). Dla współczesnych Jezusowi ten obraz był szokujący. Zwyczajem pasterzy było przecież – gdy owca odłączyła się od stada – znaleźć ją i zabić. Dlaczego? Po pierwsze dlatego, że jeśli uczyniła to raz, wkrótce najprawdopodobniej oddali się ponownie – tym razem definitywnie, narażając pasterza na straty. Po drugie, taka owca mogła pociągnąć za sobą inne, skazując stado na rozproszenie, a te, które się rozpierzchły – na pożarcie przez wilki. Sposób postępowania pasterzy był więc w pełni zrozumiały. Jezus jednak nie tylko buduje swą przypowieść w opozycji do utartego zwyczaju.

Okazuje się, że grecki tekst Ewangelii według św. Mateusza pozwala nam jeszcze głębiej wniknąć w sens historii o zabłąkanej owcy. Użyte w nim słowo planēthē, którym posługuje się Jezus, opisując sytuację owcy, można oddać za pomocą sformułowania: została wprowadzona w błąd, zwiedziona. Co więcej, nie bez przyczyny w Mateuszowej Ewangelii fragment o owcy poprzedza inny, w którym Jezus mówi o zgorszeniach i surowo napomina samych gorszycieli. To właśnie w tym fragmencie padają ostre słowa: „Lecz kto by się stał powodem grzechu dla jednego z tych małych, którzy wierzą we mnie, temu byłoby lepiej kamień młyński zawiesić u szyi i utopić go w głębi morza. Biada światu z powodu zgorszeń! Muszą wprawdzie przyjść zgorszenia, lecz biada człowiekowi, przez którego dokonują się zgorszenia” (Mt 18, 6-7). Czy ich ofiarą nie jest przypadkiem zwiedziona owca? Być może to jeden z powodów, dla których Jezus tak bardzo pragnie ją ocalić.   

Różne są oblicza zgorszeń powodujących zagubienie owiec. Zdarza się, że gdy wychodzą na jaw, wywołują wstrząs, którego wielu nie potrafi unieść. Ci właśnie, zgorszeni, zaczynają postrzegać rzeczywistość przez pryzmat gorszycieli i tak bardzo zlewają ze sobą te dwa wymiary, że porzucają to, co obiektywnie dobre, ze względu na przesłaniające je subiektywne doświadczenie zła. Bywają również i takie zgorszenia, które zanim odsłonią swe oblicze, roztaczają wokół zwodniczy urok. Owca wiedziona do grzechu często nie zdaje sobie sprawy z tego, że jest wprowadzana w błąd. Dopiero gdy grzech dojrzeje, ujawnia całą swą okrutną złość. Wówczas jednak zwiedzionej owcy bardzo trudno jest powrócić na właściwą drogę – często sama staje się zgorszeniem dla innych. Znamienny jest przy tym fakt, że Jezus tak wielką troską pragnie otoczyć zwiedzionych i tak surowo ostrzega siejących zamęt i zgorszenie zwodzicieli. Nic dziwnego. Serce Boga jest z maluczkimi i skrzywdzonymi; występujący w roli mędrców powinni zatem zważać na swe czyny i słowa.

Tymczasem współczesny świat – zwłaszcza ten medialny – sprzyja mnożeniu się nauczycieli. Tego rodzaju proces obserwujemy również w środowiskach identyfikujących się z Kościołem. Nie jest to samo w sobie niczym złym – wręcz przeciwnie, dobrze, jeśli jako ludzie wierzący, zarówno duchowni jak i świeccy, wykorzystujemy współczesne zdobycze techniki do głoszenia Ewangelii. Ważne jednak, aby to rzeczywiście była Dobra Nowina, a nie subiektywny pogląd na sprawy wiary i moralności. Niestety, mam wrażenie, że tego rodzaju nauczania cieszą się wśród osób religijnie zaangażowanych coraz większym zainteresowaniem. Efekt? Opłakany kształt przekonań i sposobów przeżywania wiary u wielu gorliwych katolików, otwarte kontestowanie autorytetu papieża, myślenie zabobonne i magiczne, pobożność podszyta lękiem, rytualizm i brak podstawowej umiejętności oddzielania ziarna od plew.

Wydaje się, że dla sporej części wierzących, odsłuchujących w sieci kolejne natchnione nauczania na religijne tematy, jedynym kryterium weryfikacji jest to, że brzmią one przekonująco. To jednak zbyt mało, aby nie pogubić się w gąszczu sprzecznych opinii. Zanim więc przyjmiemy za dobra monetę kolejną duchową rewelację, warto zastanowić się nad tym, czego słuchamy i czym się duchowo karmimy, aby nie okazało się nagle, że słowa, które tak nas urzekły, prowadzą na manowce fałszu. Nie chodzi przy tym o przesadną podejrzliwość, ale o podstawową, opartą na zdrowym rozsądku mądrość, która głosi, że prawdziwe i bezpieczne jest to, co w jedności z głosem pasterzy prowadzi nas do serca Kościoła, a nie wypycha na jego peryferie, choćby nawet były one szczególnie atrakcyjne.

Osobiście z dużą dozą nieufności podchodzę do tych, którzy czynią się w Kościele niemal indywidualnymi depozytariuszami prawdy i z apodyktyczną pewnością demaskują spiski, obwieszczają wypełnianie się proroctw, podają klucze do interpretacji znaków czasu, zwiastują nowe objawienia bądź przywołują do porządku papieża. Słysząc padające z ich ust pouczenia, groźby, a nierzadko oskarżenia kierowane pod adresem mniej lub bardziej wyimaginowanych wrogów, mam w głowie mądre słowa kardynała Henriego de Lubaca, który swego czasu mawiał: „Ignorancja, im jest głębsza, za tym bardziej oświeconą się uważa”.   

 

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Aleksander Bańka