Chętnie wzięlibyśmy sekator w dłoń, wycinając każdego, kto nie pasuje do naszej wizji winnego krzewu. Wewnętrzny ogrodnik w nas ma swe własne kryteria, upodobania, sterujące nim lęki i potrzeby. Oczywiście, wszystko odbywa się pod szyldem pielęgnacji i dobra winnej latorośli – trzeba przecież odciąć to, co nie rokuje, aby to, co zdrowe, przyniosło owoc obfity. Sęk w tym, że Bóg nie odcina.
23.05.2020 12:38 GOSC.PL
Sobotni poranek. Rozpoczyna się kurs biblijny w wersji online. Na dużej sali kilka osób – maseczki, odległości, przepisy – i kamery oraz sprzęt do transmisji. Po drugiej stronie sieci blisko dwieście osób uczestniczących tą droga w wykładach poświęconych drodze do świętości. Mówię o jej biblijnym obrazie – o tym, jak mocno w ostatnim czasie dotyka mnie opowieść Jezusa o winnym krzewie i wszczepionych w niego latoroślach. „Ja jestem prawdziwym krzewem winnym, a Ojciec mój jest tym, który [go] uprawia. Każdą latorośl, która we mnie nie przynosi owocu, odcina, a każdą, która przynosi owoc, oczyszcza, aby przynosiła owoc obfitszy” (J 15, 1-2). Tak brzmią słowa Jezusa, przynajmniej w tłumaczeniu Biblii Tysiąclecia.
Zastanawia mnie mocno wzmianka o odcinaniu bezowocnej latorośli. W greckim oryginale tego fragmentu występuje słowo airei, co znaczy dokładnie: podnosi, bierze do góry, unosi, zabiera, usuwa. Odcinanie nie jest więc związane z pierwszym, podstawowym znaczeniem tego słowa, choć oczywiście można je w taki sposób przetłumaczyć. A czy można inaczej? Istnieje taka interpretacja, która mówi, że kontekst przypowieści o winnym krzewie pozwala oddać sens słowa airei w inny sposób, nie tyle jako: odcina, ile jako: unosi w poszukiwaniu dla latorośli lepszych warunków aby podwiązać pęd w miejscu bardziej nasłonecznionym. Zgodnie z takim rozumieniem Boski Ogrodnik, widząc wśród latorośli winnego krzewu taką, która nie wydała owocu, nie sięga po sekator, aby pozbyć się nieefektywnego pędu, ale bierze go troskliwie w dłonie, próbując stworzyć dla niego jak najlepsze warunki. W ogniu kończą te latorośle, które nie trwają w winnym krzewie, lecz stawiają opór staraniom Ogrodnika, usychają i odpadają od winnego krzewu. Te właśnie zbiera się i spala.
Po zakończeniu wykładu znajomy pokazuje mi wiadomość, którą dostał od jednej z uczestniczek kursu; mniej więcej takiej treści: „Uprawianie winorośli polega na tym, że mocno skraca się i obcina pędy. W przeciwnym wypadku winny krzew nie będzie się rozwijał i nie wyda dobrych owoców. To należy do sztuki ogrodniczej”. Dokładnie tak jest. Podobnie jak do sztuki pasterskiej w czasach Jezusa należało zabicie owcy, która odłączyła się od stada. Gdy pasterz ją odnalazł, zarzynał, ponieważ istniało ryzyko, że zwierzę porzuci stado powtórnie, pociągnie za sobą inne owce lub sprowadzi na wszystkie niebezpieczeństwo w postaci grasujących w pobliżu wilków. Jezus, Dobry Pasterz, łamie przyjętą konwencję, otaczając szczególną troską zagubioną owcę, a nawet opuszczając stado, żeby ją odnaleźć. Ojciec, Dobry Ogrodnik, działa wbrew ogrodniczym zwyczajom, aby tylko ocalić słaby pęd – wzbudzić życie w tym, co wydaje się skazane na odcięcie i spalenie.
Taki właśnie jest Bóg. Wielokrotnie chcielibyśmy dostosować Jego drogi do naszych ludzkich sposobów patrzenia na świat i wtłoczyć Go w ramy naszej ziemskiej, odcinającej sprawiedliwości. Nie zmienia to faktu, że gdy sami znaleźlibyśmy się w sytuacji bezowocnego pędu lub zagubionej owcy – błagalibyśmy o ocalenie. Na szczęście Boże drogi nie są ludzkimi drogami, a Jego zwyczaje – naszymi. Kochające serce Boga widzi nas i nasze życie inaczej niż my, w sposób pełniejszy, bardziej spójny i kompletny – zawsze z perspektywy wieczności, dla której pragnie nas ocalić. Dlatego Bóg nie odcina.
Aleksander Bańka