Barf, boa dusiciel, który został poraniony przez szczura, trafił pod opiekę właściciela sklepu zoologicznego w Słupsku Mateusza Pakuły. Gada przynieśli dwaj mężczyźni zajmujący się nim pod nieobecność właściciela. Szczur miał być żywym obiadem węża, ale stało się odwrotnie – powiedział PAP w środę Pakuła.
Barf jest pod opieką właściciela sklepu zoologicznego "Predator Shop" w Słupsku (Pomorskie) od 17 kwietnia. "Dusiciela przynieśli mi dwaj mężczyźni. Powiedzieli, że właściciel gada wyjechał, a oni mieli się nim zająć. Zgodnie z instrukcją właściciela, mieli mu dawać do jedzenia żywe gryzonie i gdyby ich od razu nie jadł, to jeszcze karmę dla gryzoni, by one miały, co jeść. Przyznali, że wrzucili dusicielowi żywego szczura. Ten go nie zjadł, za to sam stał się obiadem dla głodnego i pewnie przerażonego szczura. Mężczyźni przyszli do mnie z wężem już bardzo poranionym i osłabionym" - powiedział PAP Pakuła.
Właściciel sklepu postarał się o opiekę weterynaryjną dla gada, choć, jak twierdzi, w dobie koronawirusa nie było to łatwe. Barf dostał pierwsze dawki leków, zgodnie z zaleceniami, ma też regularnie czyszczone rany. Tu z pomocą przyszła uczennica Technikum Weterynarii w Zespole Szkół Informatycznych w Słupsku.
"Zrobiliśmy dokładne oględziny węża. Możliwe, że ma złamaną dolną szczękę. Nie mamy w tej chwili możliwości zrobienia RTG. Jeśli to się potwierdzi, to wąż nie będzie mógł się odżywiać samodzielnie. Będzie sondowany bezpośrednio do żołądka" - podał Pakuła.
W jego ocenie najbardziej prawdopodobną przyczyną uszkodzenia szczęki jest to, że wąż próbował się bronić przed szczurem, który go gryzł. "Nie trafił w niego i uderzył w szybę akwarium, w którym mieszkał i które ma zaledwie 80 cm długości i ok. 40 cm szerokości. Zwinięty w nim długi na 1,5 m Barf zajmował połowę tej powierzchni. Możliwe też jest to, że wąż chwycił szczura, ten mu się wyrwał, jednocześnie wyłamując dusicielowi szczękę. Do końca nie będziemy wiedzieć, co się tam stało" - powiedział tymczasowy opiekun węża.
Dodał, że wąż na końcówce ogona ma nadal co najmniej jedną zalegającą warstwę niezrzuconej skóry. "Możliwe, że będzie konieczna amputacja" - podał Pakuła.
We wtorek podczas ostatniej weterynaryjnej wizyty kontrolnej Barf otrzymał nową porcję leków, które będą mu podawane domięśniowo dla skuteczniejszego leczenia. "Rany już wyglądają dużo lepiej. Skóra na większości z nich zaczyna się trochę różowić. Niepokoją nas wciąż dwie rany, które są bardzo głębokie, widać przez nie poruszające się mięśnie. One będą wymagać długiego leczenia" - powiedział właściciel sklepu zoologicznego.
Ze względu na to, że Barf to nie jest jedyne egzotyczne zwierzę, które przygarnął Pakuła, w serwisie Pomagam.pl utworzona została zbiórka na leczenie i terrarium dla boa dusiciela. Szczegóły akcji, w którą włączyli się uczniowie Zespołu Szkół Informatycznych w Słupsku, znajdują się pod linkiem: https://pomagam.pl/zjedzony_zywcem.
Tymczasowy opiekun Barfa powiedział PAP, że chciałby znaleźć dusicielowi "dobry dom na stałe". "Wątpię, by po Barfa zgłosił się jego właściciel, po tym co się stało. Tego jednak wykluczyć się mogę. Wiem tylko, kto Barfa sprzedał, ale już kto go kupił nie. W dokumentach, które dostałem razem z dusicielem, nie ma takich danych. Co może oznaczać, że właściciel nie dopełnił wymaganej rejestracji gada. Jestem w kontakcie z Towarzystwem Opieki nad Zwierzętami, bo zależy mi na legalizacji operacji przekazania Barfa do adopcji" - powiedział Pakuła.