Brytyjski sekretarz stanu do spraw zdrowia i opieki społecznej, zatwierdzając tymczasowe środki w celu ograniczenia przenoszenia COVID-19, zapewnił stały dostęp do usług wczesnej aborcji, polegającej na samodzielnym sprowokowaniu poronienia.
Rząd Wielkiej Brytanii, który zaostrzył restrykcje w walce z koronawirusem, jednocześnie zezwolił kobietom na zabijanie swoich dzieci w domu za pomocą aborcji farmakologicznej. Krok ten potępiły środowiska obrońców życia, przypominając, że rząd Borisa Johnsona naraża zdrowie i życie wielu kobiet, umożliwiając niemal nieograniczone użycie groźnego środka unicestwiającego poczęte życie.
Zgodnie z regulacjami kobiety i dziewczęta będą mogły przyjmować dwie tabletki we własnych domach, bez konieczności udania się do szpitala lub kliniki. Zarazem lekarze mogą przepisać pigułki wczesnoporonne na odległość - za pośrednictwem połączenia wideo, konferencji telefonicznej lub innych środków elektronicznych.
Stowarzyszenie Obrony Dzieci Nienarodzonych (SPUC) jednoznacznie potępiło ten krok i podkreśliło, że stanowi on zagrożenie dla kobiet i wykorzystuje czas kryzysu narodowego do przeprowadzenia w krótkim czasie zmian motywowanych ideologicznie. - To niebezpieczne i nieprzemyślane posunięcie - powiedziała Antonia Tully, dyrektor ds. kampanii SPUC. - Mifepristone i misoprostol są silnymi środkami przeznaczonymi do zabijania nienarodzonego dziecka. Nie powinno się w ten sposób zmieniać zasad regulujących ich stosowanie - przestrzegła.
Jednym z wpływowych środowisk domagających się dokonywania aborcji w domu są przedstawiciele Królewskiej Akademii Położników i Ginekologów (RCOG). Twierdzą oni, że tabletki aborcyjne są bezpieczne i proste w użyciu. Zdaniem obrońców życia zwolennicy aborcji wykorzystują czas kryzysu, gdy cały naród walczy z pandemią, by dokonać zmian ideologicznych.
W ubiegłym tygodniu lekarze broniący życia w Stanach Zjednoczonych podkreślili, że kontynuowanie aborcji podczas pandemii jest "medycznie nieodpowiedzialne".