Co najmniej 40 osób, w tym dziewięciu żołnierzy, zginęło w ciągu ostatnich trzech dni w oddzielnych incydentach w Mali, które nękane jest atakami od 2012 r., kiedy na północy kraju wybuchła islamska rebelia - informuje w niedzielę portal BBC News.
31 osób poniosło śmierć w wyniku piątkowego ataku uzbrojonych mężczyzn na wioskę Ogossagou w środkowej części Mali. Napastnicy spalili domy, uprawy i zwierzęta gospodarskie. Wieś zamieszkana jest głównie przez lud Fulani, w większości muzułmańską grupę etniczną, parającą się pasterstwem.
Inne grupy etniczne w Mali, w tym społeczność Dogonów, oskarżają Fulanich o powiązania z grupami dżihadystów działającymi w regionie Sahelu. Oskarżenia te podsyciły przemoc międzyetniczną w ostatnich latach.
Ponadto ośmiu żołnierzy zginęło, a czterech zostało rannych w zasadzce we wsi Bintia, a kolejny żołnierz w ataku na będącą regularnie celem rebeliantów bazę wojskową w Mondoro w regionie Gao.
W marcu ub.r. na skutek wybuchu międzyplemiennej przemocy w wiosce Ogossagou zginęło 160 osób, w tym ok. 50 dzieci. Ofiarami masakry padli przede wszystkim przedstawiciele ludu Fulani. Według lokalnych władz ataku dokonała partyzantka Dogonów o nazwie Dan Na Ambassagou. Atak ten doprowadził do wielu protestów przeciwko bezczynności rządu w związku z przemocą; w następstwie protestów w kwietniu ówczesny premier Mali Soumeylou Boubeye Maiga w końcu zrezygnował ze stanowiska.
Od 2012 r. siłom malijskim udało się odzyskać kontrolę nad dużymi obszarami zajmowanymi przez bojowników z pomocą Francji, która ma w regionie 4500 żołnierzy. ONZ dysponuje w Mali kontyngentem 13 tys. żołnierzy sił pokojowych. Ale tysiące ludzi zginęło w Mali w aktach przemocy, która rozprzestrzeniła się na sąsiednie Burkina Faso i Niger. Zwalczanie bojowników w regionie Sahelu jest postrzegane jako ważne dla utrzymania bezpieczeństwa na dalszych obszarach, w tym w Europie - zwraca uwagę BBC News.