O tym, jak odpuścić ludziom, którzy zniszczyli ci życie, i o Bogu, który przebacza największemu łotrowi, mówi ks. Tomasz Nowak.
Miłosierdzie, które wywraca życie do góry nogami. Doświadczył Ksiądz czegoś takiego?
Doświadczyłem. Pan Bóg cierpliwie czekał, aż się pobuntuję (śmiech), pobłądzę i w końcu odnajdę. Trochę się przy tym poobijałem i wybrudziłem. Przez wiele lat pracowałem jako ratownik na nadmorskich plażach, na basenie. To było intensywne życie towarzyskie, imprezy. Wydawało mi się, że Pan Bóg w tym wszystkim nie jest mi do szczęścia potrzebny. Kiedy pracowałem na basenie, poznałem człowieka, który sprzedawał bilety. Był Świadkiem Jehowy. On próbował mnie ściągnąć z tej drogi, która – jak uważał – prowadzi do zła. Ale chyba wziął się za to od niewłaściwej strony. Wypominał mi moje grzechy, krytykował błędy, straszył karą Bożą. Doprowadził do tego, że na słowo „Bóg” dostawałem reakcji alergicznej (śmiech). Pewnego dnia przyprowadził do mnie brudnego, obdartego chłopca i kazał… zadzwonić po policję. Okazało się, że ten mały wszedł na basen bez biletu. Ogarnęło mnie święte oburzenie. Jakoś tak kłóciło mi się to nieustanne mówienie o Bogu z tym brakiem miłosierdzia wobec dziecka. Zabrałem chłopca, dałem mu kanapki, pozwoliłem się umyć. Zaprzyjaźniliśmy się. Opowiedział mi swoją historię. Jego mama spłonęła w mieszkaniu w czasie libacji pijackiej. Tata zdążył uratować tylko dzieci. To był jakiś zwrot, przełomowy moment w moim życiu. Poczułem, że mam cel, chcę pomagać tym, którzy są w gorszej sytuacji niż ja. Postanowiłem, że zostanę lekarzem.
Lekarzem? To jak to się stało, że...
...zostałem księdzem? W klasie maturalnej przez cały rok brałem udział w kursach przygotowawczych do studiów medycznych. Kiedyś wracałem z zajęć w Katowicach i złapał mnie straszny deszcz. Nie miałem gdzie się schować, więc uciekłem do katedry. Po raz pierwszy w życiu modliłem się ponad dwie godziny. I wtedy usłyszałem od Jezusa: „Jeśli chcesz coś zmienić, nie gadaj, tylko bierz się do roboty!”.
Mocne.
Od tego momentu zacząłem myśleć o seminarium. To było zaskakujące dla mnie, a dla mojej rodziny i znajomych szokujące. Mówili, że ja się na księdza nie nadaję. Niektórzy myśleli, że to jakiś żart. Przez cały pierwszy rok seminarium czekali, bo byli pewni, że się z kimś założyłem (śmiech). Ale ja już mocno przylgnąłem do Jezusa, poczułem moc Jego miłosierdzia. Dzisiaj wiem, że On przez całe moje życie przygotowywał mnie do tego. Przez moją chorobę, przez okres buntu, przyklejania się do jednego czy drugiego grzechu, w końcu przez doświadczenie miłosierdzia. Jako ksiądz, spowiednik być może potrafię dziś bardziej współczuć, zrozumieć, zaświadczyć, że życie z Jezusem jest dla wszystkich, że On przebacza najgorsze grzechy.