Jeremy Corbyn jako pierwszy od dawna przywódca laburzystów nie unikał słowa "socjalizm". Jednak Partia Pracy pod jego przywództwem uzyskała właśnie najgorszy od 1935 r. wynik.
16.12.2019 14:30 GOSC.PL
Dodrukowanie pieniędzy na cele socjalne. Nacjonalizacja kolei i firm energetycznych. Wysokie podatki dla najbogatszych. Hasła te kojarzą się raczej z połową XX w. Jednak na początku XXI w. takie właśnie pomysły głosił Jeremy Corbyn, lider brytyjskiej Partii Pracy. I chociaż Corbyn zyskał sporą popularność wśród lewicowej młodzieży, to jednak nie potrafił przekonać on zwykłych Brytyjczyków. W grudniowych wyborach wielu robotniczych wyborców, do których Corbyn chciał dotrzeć, zagłosowało na Borisa Johnsona obiecującego dokończenie brexitu.
Podobnie niemile zaskoczeni co zwolennicy Corbyna mogą wkrótce być zwolennicy Berniego Andersa. Ten polityk Partii Demokratycznej również nie unika słowa „socjalizm” i również ma duże poparcie wśród młodych ludzi. Na opisanie zjawiska popularności tego typu polityków wśród młodych ludzi został ukuty nawet termin „socjalizmu milenialsów”. Amerykańscy „socjaliści” wydają się iść drogą Corbyna – walcząc o popularność wśród lewicowej młodzieży, tracą poparcie tradycyjnych wyborców.
Donaldowi Trumpowi, podobnie jak Borisowi Johnsonowi, udało się zyskać wielu dawnych wyborców lewicy, przede wszystkim z klasy robotniczej. Wyborców tych przekonały hasła „Po pierwsze Ameryka” i „Dokończmy brexit”. Natomiast hasła Corbyna czy Sandersa, żeby wysoko opodatkować najbogatszych Brytyjczyków czy Amerykanów, nie powodują powrotu dawnego elektoratu lewicy do laburzystów czy demokratów.
Zdaje się, że zwolennicy Corbyna przeliczyli się z poparciem od milenialsów. Choć badania wskazują, że wśród młodych ludzi w Europie Zachodniej i Ameryce idee socjalistyczne, zwłaszcza w wydaniu proekologicznym, zyskują popularność, to jednak jest to za mało, aby nie tylko wywołać rewolucję, ale i wygrać wybory. Manifestacje „okupuj Wall Street” wciąż są mniej liczne niż manifestacje „żółtych kamizelek”.
XX-wieczny konflikt na linii kapitał–praca zastąpił konflikt na linii globalizacja–lokalizm. Dlatego socjaliści, którzy jeszcze w XX w. zdobywali władzę w kolejnych krajach, teraz przegrywają kolejne wybory. Odwołujący się do ideałów socjalistycznych Jeremy Corbyn nie odnalazł się w nowych podziałach społecznych, co pokazał jego chwiejny stosunek do brexitu.
Socjalizm jest ideą przeszłości. Jego reanimacja w wersji XXI-wiecznej ma małe szanse. „Lud pracujący” oczekuje dziś zatamowania ucieczki miejsc pracy za granicę i ochrony przez masową imigracją, a nie wysokich podatków dla najbogatszych i nacjonalizacji wielkich obszarów gospodarki. Przekonują się o tym liderzy słabnących w Europie partii socjaldemokratycznych. Przekonał się właśnie o tym Jeremy Corbyn. I przekona się o tym pewnie wkrótce Bernie Sanders.
Bartosz Bartczak