Ta historia rozpoczyna się dwa miliardy lat temu. Wielka katastrofa tlenowa spowodowała masowe wymieranie, ale też rozwój tych bakterii, dla których tlen nie był trucizną. To wtedy powstała warstwa ozonowa. Gdy kilkadziesiąt lat temu okazało się, że ozon z atmosfery zaczyna znikać, zaczęto bić na alarm.
Ziemska atmosfera nie jest homogeniczna, składa się z wielu warstw o różnych charakterystykach i funkcjach. Jedną z warstw jest ta ozonowa. Ozon to połączone ze sobą trzy atomy tlenu. Największe jego stężenie znajduje się na wysokości około 32 kilometrów nad Ziemią, ale i tam wynosi ono zaledwie 15 części na milion, czyli 0,0015 proc. Gdyby zebrać cały atmosferyczny ozon, utworzyłby on warstwę czystego ozonu o grubości zaledwie kilku milimetrów. Choć wydaje się, że to bardzo niewiele, ozon spełnia bardzo ważną funkcję, bo jest tarczą dla zabójczego dla życia promieniowania ultrafioletowego (UV). To dzięki spadkowi natężenia promieni UV organizmy żywe nie musiały się chronić w wodzie i setki milionów lat później mogły wyjść na ląd. Tlen nie pojawił się z dnia na dzień. Jego produkcja trwała kilkaset milionów lat. A powstał, bo na Ziemi pojawiły się bakterie wykorzystujące fotosyntezę. To one wyprodukowały tlen, korzystając z energii słonecznej. Dzięki nim zostały stworzone warunki, w których mogły powstać organizmy większe i bardziej złożone. Gdyby ozon z ziemskiej atmosfery zniknął, powoli zaczęłoby zanikać także życie. Promienie UV powodują oparzenia, a niektóre ich rodzaje – mutacje genetyczne przez uszkodzenie materiału DNA.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Tomasz Rożek