Przyzwyczailiśmy się już do faktu, że filmy oparte na komiksach zgarniają miliardy dolarów. Czas powoli się przyzwyczajać do faktu, że kino komiksowe zacznie zgarniać najważniejsze nagrody filmowe.
W czasie tegorocznego Festiwalu Filmowego w Wenecji Złotego Lwa zgarnął „Joker”. Była to o tyle szokująca decyzja, że wenecki festiwal kojarzy się przecież z ambitnym kinem. A Joker jest filmem opartym na komiksie, czyli na medium, które było dotychczas mało poważnie traktowane. Wiele się w tej kwestii zmieniło od czasu, jak miliardy dolarów zaczęły zarabiać filmy wytwórni Marvela. Ale kino komiksowe wciąż było traktowane jak efektowna rozrywka. Na scenę wchodzi komiksowy klaun, i wszystko wywraca do góry nogami.
Komiksowa historia, która mogłaby się wydarzyć naprawdę
Chyba każdy zna Jokera, arcywroga Batmana. Mało kto jednak wie, jak narodził się najbardziej rozpoznawalny przestępca komiksowy. Taką genezę Jokera pokazuje film Todda Philipsa. „Joker” jest o tyle przerażającym filmem, że historia w nim przedstawiona mogłaby się wydarzyć naprawdę. Tytułowy bohater, który przed zejściem na drogę zbrodni znany był jako Arthur Fleck, nie ma ani supermocy, ani miliardów dolarów na koncie. Swoją pozycję przyszłego króla zbrodni buduje… przekraczając kolejne granice moralne. Jego zbrodnie pociągają za nim zdesperowanych ludzi. Realizm filmu wręcz mrozi krew w żyłach.
Artur Fleck jest człowiekiem, którego moglibyśmy spotkać na ulicy. Z powodu trudnego dzieciństwa cierpi na chorobę psychiczną objawiającą się atakami niezamierzonego śmiechu. W jego rodzinnym mieście panuje napięta sytuacja społeczna, wywołana problemami ekonomicznymi. Problemy te nie omijają również głównego bohatera, który pracuje jako zawodowy klaun. Arthur pada ofiarą pobicia, traci pracę i opiekę psychiatryczną. Napięcia psychiczne prowadzą go w końcu do zabójstwa. A ono tylko nakręca go do kolejnych zbrodni. W końcu, kiedy w wyniku jego działań dochodzi do zamieszek w mieście, w Arthurze, od tego momentu znanym już jako Joker, rodzi się poczucie satysfakcji.
Historia Arhura Flecka jest wiarygodna. Znamy przecież tyle historii, kiedy choroba psychiczna prowadziła do zbrodni. Nie ma też co ukrywać, że wiele osób chorych nie otrzymuje adekwatnej pomocy. Tak jak zaniedbany był filmowy Arthur, zanim został Jokerem. Również napięcia społeczne w filmie zostały przedstawione wiarygodnie. Nierówności ekonomiczne niejednokrotnie doprowadzały do wybuchu gniewu, tak jak to się stało w filmie Todda Philipsa. I dlatego też „Joker” jest tak fascynującym, a jednocześnie przerażającym filmem.
Ameryka czeka na uzbrojonych klaunów na ulicach
„Joker” w Stanach Zjednoczonych wzbudził olbrzymie kontrowersje. Twórców filmu krytykuje się za brak wyrazistszej krytyki morderczych poczynań głównego bohatera. Niektórzy komentatorzy widzą nawet w przedstawieniu Arthura Flecka pochwałę dla zbrodni. Duża jest też obawa, że pojawią się osoby chcące naśladować postać genialnie zagraną przez Joaqima Phoenixa. W innych czasach pewnie takie obawy byłyby przesadzone. Ale nie we współczesnej Ameryce.
W Stanach Zjednoczonych mamy obecnie do czynienia z olbrzymi nierównościami. 1 proc. najbogatszych Amerykanów posiada prawie połowę całego amerykańskiego majątku. W tym samym czasie wielu Amerykanów w wyniku kryzysy utraciło stabilne zarobki, a niejednokrotnie – swoje domy. Sytuacja społeczna przedstawiona w „Jokerze” nie odbiega więc znacząco od amerykańskiej rzeczywistości.
Jeszcze jedną poważną rozterką Ameryki jest rosnąca liczba osób z zaburzeniami psychicznymi, takimi jak Arthur Fleck. Wiele osób z depresją, zaburzeniami poczucia właśnie wartości i innymi, często nie leczonymi, problemami psychicznymi, dają upust swoim problemom w Internecie. I w takiej sytuacji społecznej pojawia się w Ameryce film, w którym osoba chora psychicznie, pozbawiona odpowiedniej pomocy, schodzi na drogę zbrodni i pociąga tym samym tłum biednych ludzi, zrewoltowanych przeciwko bogatym. W dodatku film wykorzystuje popularną markę komiksową. Brzmi to jak gotowy materiał na rewolucję.
Kiedy o poważnych sprawach nie mówią poważni ludzie, muszą o nich mówić klauny
„Joker” bardzo odważnie podejmuje ważne dla Amerykanów tematy. Bo nierówności i wykluczenie są poważnym tematem. Kontrowersje, jakie z filmem Todda Philipsa się wiążą, są jeszcze wzmacniane przez fakt, że mało jest obecnie filmów starających się poruszać trudne problemy polityczne. Główny nurt Hollywood raczej unika dyskusji o polityce. Nie dostajemy zbyt dużo filmów traktujących o narastających napięciach społecznych. Nie dostajemy zbyt dużo filmów o skali nierówności ekonomicznych. Nie dostajemy zbyt dużo filmów zajmujących się problem imigracji.
Kiedy „poważni” filmowi bohaterowie nie chcą dyskutować o polityce, zaczynają o nich dyskutować bohaterowie komiksowi. O tym, ile wolności jesteśmy w stanie poświęcić dla bezpieczeństwa, które miałoby nam zapewnić państwo, dyskutowali Iron Man i Kapitan Ameryka w filmie „Captain America: Cywil War”. O kwestii imigracji i granicach odpowiedzialności władzy dyskutowali król T’Challa w filmie „Black Panther”. O granicach ekologicznego szaleństwa dyskutował Thanos w filmie „Avengers: Infinity War”. A o niebezpieczeństwie wynikającym z ekonomicznego wykluczenia musiał powiedzieć Joker.