Amerykańscy producenci filmowi i serialowi nie przywiązują często dużej wagi do obcych kultur. Ostatnio na pole minowe z tego powodu wszedł Netflix.
24.07.2019 12:24 GOSC.PL
Netflix postanowił stworzyć serial na podstawie prozy Andrzeja Sapkowskiego o wiedźminie, Geralcie z Rivii. W dużym stopniu jest to efekt popularności gry „Wiedźmin”, która stała się jednym z najbardziej znanych na świecie polskich produktów. Twórcy platformy Netflix muszą więc liczyć się z reakcjami Polaków na swoje działania. A Polacy potrafią być w internecie bardzo zaangażowani.
Wiedźmin za mało słowiański?
Pierwszym zgrzytem na linii Netflix – polscy internauci była kwestia obsady. Pojawiła się plotka, że bohaterkę Ciri ma zagrać aktorka wywodząca się z grupy BAME (black, Asian and miniority ethnic). Problem w tym, że w grach Ciri występowała jako biała, szarowłosa kobieta. Jej wizerunek był bardzo rozpoznawalną częścią marki „Wiedźmin”, więc fani patrzyli krzywym okiem na możliwość jego zmiany. Ostatecznie w postać Ciri wcieliła się w serialu biała aktorka Freya Allan.
Kolejna kontrowersja pojawiła się przy okazji prezentacji pierwszego trailera serialu "Wiedźmin". Produkcji zarzucono, że jest za mało słowiańska. Zarzut ten opiera się na porównaniu z grą. Seria „Wiedźmin” produkcji CD Project Red bardzo mocno czerpała ze słowiańskiego folkloru w warstwie wizualnej i muzycznej. Polscy fani nie dostrzegli takich odniesień w trailerze produkcji Netflixa. Zdaniem wielu z nich serial ten na razie przypomina typowe amerykańskie produkcje fantasy.
Wygląda na to, że spór na linii Netflix – polscy fani "Wiedźmina" ma podłoże kulturowe. Wielu Polaków widzi w "Wiedźminie" swego rodzaju wizytówkę naszej kultury. Chce więc, aby produkcje wykorzystujące popularność polskiej gry były możliwie bliskie „słowiańskości”. Netflix natomiast chce na swojej produkcji zarobić, przede wszystkim w USA, więc korzysta ze sprawdzonych formuł produkcji fantasy i popularnych w Ameryce trendów, jak promowanie wielorasowości w filmach i serialach.
Słowianie zbyt biali?
Co ciekawe, dyskusja na temat mniejszości rasowych w świecie "Wiedźmina" toczyła się jeszcze przed rozpoczęciem prac nad serialem Netflixa. Twórcom gier z serii „Wiedźmin” zarzucano brak postaci innych niż białe. Na te zarzuty odpowiadano, że gry nawiązują do słowiańskiej mitologii, w której nie występują ludzie o innym niż biały kolorze skóry. Z podobnym zetknięciem wrażliwości zachodniej i słowiańskiej mieliśmy w przypadku serialu „Czarnobyl” produkcji HBO. Jego autorom zarzucono rasizm, gdyż w serialu nie pojawiły się osoby czarnoskóre. Problem w tym, że dzieło Craiga Mazina chciało być bliskie realiom historycznym. A w historycznych realiach ZSRR nie było zbyt wielu osób o czarnym kolorze skóry...
Netflix wszedł więc na trudny obszar. Mało jest dzieł popkultury, które osadzone są w słowiańskiej kulturze, we wschodnioeuropejskich realiach. A jeśli już się pojawiają, to osoby z Europy Środkowo-Wschodniej bardzo mocno się do nich przywiązują. I negatywnie reagują na próby wprowadzania do tych dzieł trendów zachodnich, odcinających te dzieła od wschodnioeuropejskich korzeni. Tak się stało w wypadku serialu „Wiedźmin”. Jego twórcy muszą liczyć się z krytyką, jeśli za daleko odejdą od realiów świata stworzonego przez polskiego pisarza.
Bartosz Bartczak