Pożegnanie z Kościołem

Rozstanie z żadną grupą nie dotyka w taki sposób, jak rozstanie ze wspólnotą wiary. 

Nie, tym razem nie chodzi o „wypisanie się z Kościoła”, akt apostazji czy zmianę wyznania. To oczywiście najbardziej bolesne doświadczenia, choć głównie dla tych, którzy zostają – odchodzący zazwyczaj w chwili podejmowania takiej decyzji ma przekonanie, że w końcu uwolnił się od krępujących go więzów.
Tu jednak chodzi o inne rozstanie, o inne pożegnanie: doświadczył tego każdy, kto przez lata budował wspólnotę wiary z ludźmi, z którymi stworzył więzi jeszcze głębsze niż relacje, jakie łączą znajomych czy nawet przyjaciół. To doświadczenie każdego, kogo do takiego pożegnania ze swoją wspólnotą Kościoła zmusiły różne okoliczności: wyjazd na studia, zmiana miejsca zamieszkania, podjęcie pracy na drugim końcu kraju czy zagranicą… Cały wachlarz możliwych okoliczności, scenariuszy, bogaty, jak życie. 
Przed laty sądziłem, że tzw. dojrzałość chrześcijańska wyklucza emocje w tego typu doświadczeniach: trzeba iść dalej, są nowe wyzwania, nie oglądamy się do tyłu, nie rozpamiętujemy itp. Choć sam przynajmniej dwukrotnie musiałem przechodzić przez takie właśnie doświadczenie, choć nie były one emocjonalnie łatwe, starałem się właśnie grać bohatera przed samym sobą i wyprzeć z siebie „nadmiar” emocji.
Dopiero po latach dotarło do mnie, że rozstanie z żadną grupą nie dotyka w taki sposób, jak rozstanie ze wspólnotą wiary. I że nie trzeba wstydzić się wszystkich emocji, które temu towarzyszą. Doszło to do mnie… w ruinach starożytnego amfiteatru w Efezie, ok. 3 km od dzisiejszego tureckiego Selçuku. Czytałem opis pożegnania św. Pawła z Kościołem w Efezie, a dokładnie z jego starszymi, z biskupami: „Wtedy wszyscy wybuchnęli wielkim płaczem. Rzucali się Pawłowi na szyję i całowali go, smucąc się najbardziej z tego, co powiedział: że już go nigdy nie zobaczą. Potem odprowadzili go na okręt” (Dz 20, 37-38). Ludzie, którzy przez trzy lata przeżywali z Pawłem chwile wyjątkowe, którzy przez niego zostali wyznaczeni na przewodników wiernych, liderów, biskupów – tacy ludzie dali się ponieść emocjom? Czy autor Dziejów Apostolskich chciał nam „sprzedać” jakąś ckliwą, emocjonalną wersję chrześcijaństwa?
„Kościoła doświadcza się konkretnie, w konkretnej wspólnocie”, mówił łamiącym się głosem i z dyskretną łezką w oku abp Grzegorz Ryś podczas swojego pożegnania z Kościołem krakowskim. Ostatnia osoba, którą można by podejrzewać o tani sentymentalizm i zatrzymywanie się na tym, co było-minęło. 
Ksiądz Józef Tischner pisał: „Każdemu spotkaniu grozi rozstanie. W każdym rozstaniu żyje tłumiona pamięć spotkania”. To nie żaden sentymentalizm. To także chrześcijaństwo, które jest przede wszystkim religią więzi. Nie wstydź się swoich emocji, gdy przyjdzie ci pożegnać tych, z którymi dotknąłeś kawałka nieba. 
 

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Jacek Dziedzina