Dwoje niepełnoletnich dzieci rodziny Wunderlichów nie zostanie odebrane rodzicom - postanowił dziś sąd w niemieckim Darmstadt. Jedynym powodem odebrania miała być decyzja rodziców o kształceniu dzieci w domu. O orzeczeniu poinformowała wspierająca rodzinę organizacja ADF International.
Gehenna Wunderlichów rozpoczęła się 13 lat temu. Gdy Petra i Dirk postanowili, że ich czworo dzieci będzie się kształcić w domu zgodnie z chrześcijańskimi przekonaniami rodziców, państwo niemieckie - które uważa edukację domową za nielegalną - dwukrotnie ukarało rodziców grzywnami. Wunderlichowie przenieśli się więc do Francji. Jednak i tam w 2009 r. państwo odebrało im, ale szybko zwróciło dzieci. Poza tym, Dirk nie mógł we Francji znaleźć pracy, pozwalającej na utrzymanie rodziny. Wszyscy wrócili więc do Niemiec.
Kulminacją dramatu było w 2013 r. wkroczenie do ich domu 33 policjantów i 7 pracowników pomocy społecznej. Byli uzbrojeni w taran i decyzję sądu, pozwalającą na użycie siły wobec dzieci (!) przy ich odebraniu. Akcja była brutalna. - Moja żona próbowała ucałować i przytulić córkę na pożegnanie. Jeden z agentów specjalnych odepchnął ją łokciem, mówiąc: “Na to już za późno”. Jaki rząd tak postępuje? - żalił się Dirk Wunderlich. Trzy tygodnie później rodzeństwo wróciło do rodziców, ale pod warunkiem, że zostanie posłane do zwykłej szkoły.
Sprawa została skierowana do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka. Ten jednak w styczniu bieżącego roku stanął po stronie państwa, a przeciwko rodzinie. Prawnicy reprezentujący Wunderlichów wnieśli o ponowne rozpoznanie skargi przez poszerzony skład trybunały, tzw. Wielką Izbę. Sytuacja była jednak trudna. Niemiecki sędzia, który brał(a) udział w odebraniu dzieci w 2013 r., wznowił(a) postępowanie. Wunderlichowie stanęli przed widmem utraty dwojga dzieci, które wciąż jeszcze nie są pełnoletnie. Sędzia został(a) jednak wyłączony z postępowania z powodu stronniczości, a nowy skład sądu orzekł dziś, że dzieci mogą pozostać u rodziców.
Wydanie tej decyzji poprzedziło przekazanie sądowi listów tych dzieci. „Nie jestem gotowy(a) do uczęszczania do szkoły publicznej tylko dlatego, że niemieccy sędziowie nie mogą sobie wyobrazić, żebym się kształcił(a) w inny sposób. Nie będę tolerować bycia silnie wziętym i zamkniętym ”- napisało jedno z dzieci. „Chcę po prostu żyć i uczyć się w spokoju z moją rodziną bez ciągłego strachu przed rozłąką, jak w 2009 r. i w 2013 r. Poszedłem(poszłam) do szkoły publicznej na rok i zdecydowanie nie podobało mi się” - napisało drugie dziecko.
Podobne problemy miała także inna niemiecka rodzina z siódemką dzieci, Romeike. Przed kilku laty uzyskała ona azyl w USA. Uciekli w ten sposób przed niemieckim państwem, które rości sobie prawo do pierwszeństwa przed rodzicami w decydowaniu o formie edukacji dzieci.
Homeschoolersi uczą się w domu, ale co roku zdają państwowe egzaminy sprawdzające. Według danych Ministerstwa Edukacji Narodowej z września 2017 r., liczba dzieci w edukacji domowej w Polsce wynosiła niespełna 14 tys. (było to 0,3 proc. dzieci i młodzieży w wieku szkolnym). W USA liczby te wynoszą odpowiednio: 2 mln i 3,4 proc.
(Dostępne nam informacje o sprawie opublikowano w języku angielskim. Stąd widoczny w tekście problem z określeniem płci sędziego/sędzi oraz dzieci Wunderlichów.)
Jarosław Dudała Dziennikarz, prawnik, redaktor portalu „Gościa Niedzielnego”. Były korespondent Katolickiej Agencji Informacyjnej w Katowicach. Współpracował m.in. z Radiem Watykańskim i Telewizją Polską. Od roku 2006 pracuje w „Gościu”.