Gdybym zasiadał w niebiańskiej komisji do spraw objawień i miałbym decydować o tym, w które miejsce ma być wysłana Maryja, wybrałbym litewskie Szydłowo. Pikanterii dodaje fakt, że ukazała się tu… kalwinom. Płakała.
Szczęśliwa trzynastka
Trzynastego? Dla świata – symbol pecha, dla czcicieli Maryi – dzień, w którym Królowa zeszła do poddanych. W ogromnym Domu Jana Pawła II (otwarto go w 10. rocznicę przyjazdu papieża do Szydłowa) trwa właśnie międzynarodowa sesja poświęcona kultowi maryjnemu. Są również goście z Portugalii, która „wylansowała” w świecie duchowym trzynastkę.
Pan Bóg zadbał o detale, bo 34 st. C w powietrzu przypominają raczej portugalską wioskę niż krainę położoną „jeszcze dalej niż Północ”. W Dzień Maryi (13. każdego miesiąca) pod sanktuarium od rana wyrastają stragany. Miód, kilogramy bursztynu przypominającego, że znajdujemy się w jednym z państw nadbałtyckich (do morza półtorej godzinki), nieśmiertelne samochodowe pieski kiwające głowami przy każdym szarpnięciu. Szwarc, mydło i powidło. Tutaj realizuje się hasło, że na początku Bóg stworzył niebo i ziemię, a całą resztę wyprodukowano w Chinach. A obok krzyże. Setki maleńkich drewnianych krzyży. Nieprzypadkowo Jan Paweł II nazwał Litwę „krajem krzyży”.
Wczoraj w kaplica objawień przez pół godziny byliśmy sami, dziś trudno wcisnąć szpilkę. Ludzie na kolanach obchodzą ołtarz i figurę, z namaszczeniem dotykają lub całują wielkie kamienie, na których objawiła się Maryja. Na tych głazach wyrosły nie tylko ołtarz i ta gigantyczna kaplica, ale i całe Szydłowo.
Kamień na kamieniu
Trwa spowiedź w sześciu konfesjonałach. W dni powszednie wschodnie sanktuaria często świecą pustkami i zapraszają do wyciszenia, kontemplacji, ale w dniu świąt przypominają te, które znamy z rodzimych obrazków.
Z nieba wciąż leje się żar. Jaskółki latają bardzo wysoko. O 10.00 w bazylice rozpoczyna się Różaniec, potem godzinna adoracja, a następnie Msza, którą będzie celebrować pięciu biskupów i kilkunastu księży.
Wieczór. Krzyże rzucają coraz dłuższe cienie. Jest grubo po 22, a niebo dopiero teraz zaczyna przybierać barwę ciemnego błękitu. To niezwykle przejmujące – stąpać po ziemi, gdzie niebiańska rzeczywistość splotła się z losami prostych litewskich rolników.
7 września 1993 roku Jan Paweł II ucałował kamień, na którym przed wiekami ukazała się Maryja. „Uzdrowienie Chorych, z drżeniem serca zwracam się ku Tobie” – wołał. „W czasach ciężkiego cierpienia i długotrwałej próby Ty nieprzerwanie spoglądałaś ku Litwie, krainie krzyży”.
Gdy w 2008 roku obchodzono 400. rocznicę objawienia się Maryi, do Szydłowa przyleciał wysłannik Benedykta XVI kard. Joachim Meisner, a przez sanktuarium przewinęło się 150 tys. pątników (rozdano 56 tys. Komunii).
Šiluva bardzo przypomina mi Gietrzwałd. Nie tylko ze względu na lasy i jeziora. W obu miejscach pielęgnowano narodową tożsamość. W warmińskim sanktuarium w czasie germanizacyjnej nagonki polską, tu litewską. Zdominowany przez agresywną propagandę niemiecką Gietrzwałd stał się kolebką polskości, w Šiluva rozpowszechniano litewskie książki i modlitewniki. Bezwzględni carscy urzędnicy prześladowali nawet tych, którzy modlili się po litewsku.
Skarga Maryi została wysłuchana, sanktuarium znów przypomina gody w Kanie. Z żalem opuszczamy to miejsce. We wstecznym lusterku lśni biała wieża. Ruszamy na północ, w kierunku Góry Krzyży w Szawlach. „Litwa jest dla mnie krajem szczęścia... To miejsce dla mnie zawsze istnieje, jest zawsze przy mnie. Nawet gdy byłem daleko stąd, ciągle była w moich myślach” – czytam wspomnienia Czesława Miłosza, który urodził się nieopodal, w Szetejniach.
Nie spodziewałem się, że dotknę takiego piękna. Jeszcze nie wyjechałem, a już tęsknię. – Litwa – powtarzam za Miłoszem – jest zawsze przy mnie.
Marcin Jakimowicz; GN 26/2019