Co oznaczają wybory w Turcji dla świata i Polski?

Wybory w Stambule wygrał kandydat opozycyjny wobec prezydenta Turcji Recepa Erdogana.

Niedzielne wybory na prezydenta Stambułu miały wyjątkowe znaczenie. To 14-milionowe miasto jest najważniejszym centrum gospodarczym w Turcji. Jest też trampoliną do władzy w całym kraju. Zanim władzę w całej Turcji zdobył Recept Erdogan, był właśnie burmistrzem Stambułu. Dlatego też zdecydowano się na powtórkę wyborów marcowych. Wtedy kandydat opozycyjnej Partii Ludowo-Republikańskiej (CHP) Ekrem Imamoglu wygrał z kandydatem rządzącej Partii Sprawiedliwości i Rozwoju (AKP) Binali Yildirim przewagą zaledwie 13 tys. głosów. Błędy proceduralne mogły więc 3 miesiące temu wypaczyć wynik. Teraz Imamoglu wygrał wybory zdecydowanie.

Co wybory w Stambule oznaczają dla świata?

Z pozoru wybory w Stambule mają charakter lokalny. Ale wygrana kandydata opozycyjnego wobec rządzącego Turcją od prawie 20 lat Recepa Erdogana pokazuje pewną ważną zmianę polityczną nad Bosforem. Na spadek popularności tureckiego prezydenta wpływać mogą dwa czynniki. Po pierwsze, kryzys ekonomiczny z zeszłego roku. Mocna pozycja Erdogana wynikała z szybkiego rozwoju gospodarczego, jakiego doświadczali Turcy w czasie rządów obecnego prezydenta. Problemy ekonomiczne podmyły zaufanie do jego polityki. Po drugie, konflikt z mniejszością kurdyjską. Powoduje on, że Kurdowie, którzy stanowią sporą mniejszość w Stambule, głosują na kandydatów opozycyjnych.

Czy Erdogan straci władzę w Turcji? Do tego jeszcze daleka droga. Ale przemiany polityczne w Turcji mogą mieć znaczenie dla całego świata. Recep Erdogan skonfliktował się z Unią Europejską, Izraelem i Stanami Zjednoczonymi, zbliżając się jednocześnie do Rosji i Iranu. Taki zwrot polityki tureckiej mocno wpływa na równowagę polityczną na Bliskim Wchodzie. Potencjalna przegrana tureckiego prezydenta może przywrócić Turcję do obozu zachodniego i tym samym bardzo mocno osłabić wpływy obozu rosyjsko-irańskiego w tym regionie. Byłoby to olbrzymim wsparciem dla Waszyngtonu w obliczu konfliktu amerykańsko-irańskiego.

Co wybory w Stambule oznaczają dla Polski?

Mało kto w Polsce wie, jaką rewolucję pod rządami Recepa Erdogana przeszła Turcja. Z biednego i peryferyjnego kraju, stała się ona jednym z tygrysów gospodarczych. Jednocześnie, stare, laickie elity tureckie, zostały zastąpione przez nowe, konserwatywne, wywodzące się często z prowincji. Nic więc dziwnego, że model turecki chcieliby naśladować niektórzy politycy w Polsce. Wielu Polaków pewnie życzyłoby sobie spektakularnego sukcesu gospodarczego połączonego z awansem ambitnych urzędników, dziennikarzy, naukowców czy prawników z prowincji do roli ogólnopolskiej elity administracyjnej, medialnej, akademickiej czy sądowniczej.

Recep Erdogan poszedł jednak w bardzo złym kierunku. Z jednej strony, zaczął gromadzić coraz większą władzę w swoich rękach, zbliżając się niebezpiecznie do autorytarnego charakteru rządów. Miało to swoje bardzo złe konsekwencje w polityce gospodarczej. W obliczu pierwszych symptomów kryzysu turecki prezydent chciał ręcznie sterować gospodarczą, co tylko pogłębiło kryzys. Z drugiej strony, Erdogan zaczął prowokować kolejne konflikty, to z Kurdami, to z USA. To doprowadziło do niestabilnej sytuacji wokół Turcji, co wielu Turków mogło przestraszyć.

Nauka znad Bosforu dla polskich polityków płynie więc taka, że warto rozwijać gospodarkę kraju i odświeżać narodowe elity awansami z prowincji, bo wtedy wyborcy odwdzięczą się mandatem zaufania i umożliwią długie rządy. Nie warto natomiast skupiać władzy w jednym ręku i wchodzić w niepotrzebne konflikty, zwłaszcza wobec niestabilnej sytuacji geopolitycznej, bo wtedy wyborcy mogą podziękować za współpracę.

 

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Bartosz Bartczak