- Żeby przestać się bać miłości, trzeba się w nią rzucić jak w wodę i zacząć pływać. – Tak powiedział mi Jean Vanier. I to była dla mnie najważniejsza lekcja dziennikarstwa.
07.05.2019 11:19 GOSC.PL
Bo przecież trzeba kochać swoich bohaterów, którym oddaje się w służbie swoje pióro czy raczej dziś - klawiaturę komputera. Inaczej nie można pisać i żyć, a raczej, jakby chciał Jean – pływać zawsze w nieznanej, głębokiej wodzie, która, okazuje się, że jednak nas niesie.
Nieraz powtarzałam, że ta rozmowa z Jeanem Vanierem ustawiła mi nie tylko dziennikarskie, ale i życiowe priorytety. Potem zrobiłam z Nim kolejny wywiad, pojechałam do jego wioski Trosly, gdzie założył „Arkę” i zobaczyłam, jak żyje tymi słowami.
Jean umarł dziś w nocy, ale nadal do mnie mówi. I to nie zza grobu, bo przecież śmierci już nie ma, a On w to święcie wierzył.
Dziesiątki razy na spotkaniach autorskich powtarzałam historię, którą opowiedział mi ten konsekwentny promotor niepełnosprawnych. Oczywiście to były słowa o miłości. Kiedy jeszcze mieszkał w rodzinnej Kanadzie, jako wolontariusz odwiedzał w więzieniach skazanych na karę śmierci. Kiedyś jeden z osadzonych, który za kilka dni miał umrzeć, sięgnął do kieszeni i wyjął z niej zawiniątko. – To najcenniejsze, co mam – powiedział Jeanowi. – Chcę ci ofiarować mój skarb. Obdarowany z ciekawością czekał, co znajdzie się w małym pakunku. Skazany rozwinął go i powiedział, że to ząb mleczny jego bratanicy. – Pomyślałem wtedy, jak musiał ją kochać i że przez tę miłość został uratowany – opowiadał mi Jean. – Bo jeżeli kogoś kochamy, to ta miłość nas ocali i będziemy mieli z czym stanąć przed Bogiem.
Jean jak nikt wiedział, czym jest miłość. Zwłaszcza ta trudna, do niepełnosprawnych umysłowo, z którymi mieszkał i na co dzień żył. Był zafascynowany tym, że nie muszą nikogo udawać. – Mają tę wolność, że mogą być sobą – tłumaczył mi. – Uczą zajmujących się nimi asystentów, jak być wolnymi i jak być sobą. Bo najważniejsze to nie dać się zniewolić przez swoje lęki. Także przez lęk przed miłością.
Dziś z tą miłością stoi już przed Miłością.
Barbara Gruszka-Zych