"Tato, jacy lekarze zajmują się dziećmi z zespołem Downa?" - spytała mnie moja najstarsza córka. Odpowiedziałem wprost: „Najlepsi!”.
Polski trop
Co ciekawe, krytykowany za wiarę był również pewien znany polski lekarz, na co dzień pracujący z dziećmi z zespołem Downa. Mowa o kardiochirurgu, prof. Januszu Skalskim. Jest on niekwestionowanym autorytetem w dziedzinie kardiochirurgii dziecięcej. To on wraz z zespołem uratował w klinice w Prokocimiu dwuletniego Adasia, znajdującego się w stanie ekstremalnej hipotermii. O wyczynie tym informowały światowe media. Gdy jednak profesor wspomniał, iż jego zdaniem sukces ten jest cudem, nagle i niespodziewanie zaczęto krytykować go za mieszanie wiary i nauki. Jego wypowiedzi po tym wydarzeniu niespodziewanie również zaczęły się odnosić do dzieci z trisomią 21 pary chromosomów.
W książce pt. „Mam odwagę mówić o cudzie” profesor poświęca dużo uwagi tym szczególnym pacjentom. Jak sam twierdzi, jest on jednym z niewielu lekarzy, którzy decydują się na działania operacyjne względem tej grupy chorych, u których bardzo często, jeszcze przed narodzeniem stwierdza się wady kardiologiczne. Na Zachodzie Europy nie prowadzi się jego zdaniem podobnych działań z racji braku pacjentów, którzy przed narodzeniem poddawani są aborcji. Skalski we wspomnianej książce spisanej w formie wywiadu zaznacza, iż działanie takie określić należy mianem nieludzkiego postępowania. W jego opinii dzieci z Zespołem Downa w sposób szczególny potrafią okazać wdzięczność lekarzowi: „Te dzieci daje się po prostu kochać”- konkluduje profesor Skalski. Joanna Bątkiewicz-Brożek, przeprowadzająca z nim ww. wywiad porównała tego polskiego lekarza do wymienionego powyżej prof. Lejeune. Faktycznie podobieństwo jest istotne. Mowa bowiem o lekarzach, którzy są autorytetami w swej medycznej dziedzinie, przyznając się jednocześnie do doświadczenia wiary. Wątek dzieci z Zespołem Downa ma tutaj także istotne znaczenie. Lejeune był publicznie krytykowany za badania dotyczące omawianego schorzenia oraz głośną obronę praw wspomnianej grupy pacjentów. Skalski z kolei spotyka się z komentarzami takimi, jak ten, o którym sam wspomniał w książce: „Brakuje pieniędzy na zdrowe, a ty leczysz upośledzone.”
Uśmiech i wyrzut sumienia
Zapoznając się z polskimi statystykami dotyczącymi aborcji bez trudu dostrzec można, iż właśnie rozpoznanie podejrzenia wystąpienia u dziecka Zespołu Downa jest najczęściej podstawą do przerwania ciąży w przypadku odnoszenia się do przesłanki eugenicznej. Ministerstwo Zdrowia odpowiadając rok temu na interpelację poseł Anny Siarkowkiej wskazało, że w 2016 r. przeprowadzono łącznie 388 aborcji dzieci z wspomnianym schorzeniem. W grupie tej większość (221 przypadków) stanowiły dzieci, u których nie stwierdzono występowania wad współistniejących. Tutaj – bazując wyłącznie na zapisach prawa- trzeba się zastanowić, czy podobne „zabiegi” (sic!) winny być w ogóle przeprowadzone. Innymi słowy, czy była podstawa prawna do ich zaistnienia. Ustawa o planowaniu rodziny stanowi, iż aborcja może być przeprowadzona m. in. w sytuacji dużego prawdopodobieństwa „ciężkiego i nieodwracalnego upośledzenia płodu albo nieuleczalnej choroby zagrażającej jego życiu,” Zdaniem prof. Jana Skrzypczaka – ginekologa z Poznania - diagnoza podobnego Zespołu genetycznego nie może być automatycznie uznawana za podstawę uprawniająca do dokonania aborcji. Kilka lat temu nie zgodził się on na podjęcie podobnych działań w głośniej sprawie „Ani z Poznania”. Profesor ten stwierdził w oświadczeniu odnoszącym się do podstaw odmowy przerwania ciąży u pacjentki: „U płodu nie stwierdza się ultrasonograficznie wad narządów wewnętrznych, a Zespół Downa nie musi oznaczać ciężkiego upośledzenia ani nie jest zagrożeniem życia". Co ciekawe lekarz ten odmawiając aborcji nie powołał się na klauzulę sumienia, lecz na wiedzę medyczną. Aborcję w omawianym przypadku przeprowadzono jednak w jednym z warszawskich szpitali.
Błażej Kmieciak