Ścigany

Ta operacja wymaga chirurgicznej precyzji. Bóg nienawidzi grzechu, ale kocha grzesznika. W jaki sposób oddzielić grzech od uwikłanego w niego delikwenta, by nie było strat w ludziach?

Wariat, łajdak, karierowicz, kretyn, zdrajca. Mam wymieniać dalej? Lista warczących wyrazów jest długa. Szufladkujemy, odsyłamy ludzi z etykietką. Niemiłosiernie osądzamy, nie pozostawiając często na oskarżonych suchej nitki. A Bóg? Potępia grzech, ale nigdy nie przekreśla uwikłanego w niego człowieka.

Proszę wstać, sąd idzie

Widzimy jedynie czubek góry lodowej. Wzrok Boga sięga głębiej − dostrzega źródło grzechu, jego korzenie, nasze zranienia i bolesne pęknięcia, które sprawiają, że zamiast słuchać Tego, który powiedział „jestem drogą”, zaczynamy krążyć własnymi ścieżkami i często lądujemy na manowcach. Bóg widzi tę sytuację w całości, my dostrzegamy jedynie kilka puzzli skomplikowanej układanki.

Konkretny przykład? Proszę bardzo. Uczeń liceum zostaje wyrzucony ze szkoły. Pobił kogoś na ulicy. W głowach tworzymy precyzyjny akt oskarżenia. Po latach chłopak opowiada, że gdy wrócił do domu, został agresywnie potraktowany przez ojca, a ponieważ nie potrafił mu oddać, odreagował na pierwszej osobie, która weszła mu w drogę. Ława oskarżonych powiększa się. Agresywny ojciec zostaje uznany w naszym prywatnym procesie za winnego. Gdybyśmy jednak pogrzebali w jego „aktach”, okazałoby się, że kilkadziesiąt lat wcześniej walczył w Narodowych Siłach Zbrojnych. Widział katowanych kolegów uznanych przez władze za zdrajców. Sam wylądował w więzieniu we Wronkach, z którego wyszedł jako wrak człowieka. Uciekł w alkohol. To nie historia wyssana z palca, ale CV jednego ze znajomych kaznodziejów. Kto jest winien? Chłopak wyrzucony ze szkoły? Jego ojciec? Komuniści, którzy złamali mu życie?

Gdzie oni są?

„Kobieto, gdzież oni są? Nikt cię nie potępił?” – pytał Jezus tę, którą przyłapano na cudzołóstwie. A potem dodał: „I ja ciebie nie potępiam”. Nie powiedział: „Grzesznico, gdzież oni są?”. On naprawdę pamięta o tym, że jesteśmy prochem.

„Bóg wciąż na nowo gotów jest przebaczać i usprawiedliwiać grzesznego człowieka. Jakby Chrystus chciał objawić, że miarą wyznaczoną złu, którego sprawcą i ofiarą jest człowiek, jest ostatecznie Boże Miłosierdzie” – wyjaśniał w wywiadzie rzece „Pamięć i tożsamość” Jan Paweł II, a w 1997 r., gdy zawierzał losy ludzkości i Kościoła Bożemu Miłosierdziu, dodał: „Nic tak nie jest potrzebne człowiekowi, jak miłosierdzie Boże, owa miłość łaskawa, współczująca, wynosząca człowieka ponad jego słabość ku nieskończonym wyżynom świętości Boga”.

– Pan Bóg ma taki styl: po wygnaniu Adama i Ewy nie pozwolił, by marzli, ale „sporządził dla mężczyzny i jego żony odzienie ze skór i przyodział ich” – wyjaśnia o. Maciej Szczęsny, jezuita. – Bardzo porusza mnie identyfikowanie się Boga z grzesznikami. Weźmy historię Judasza: akceptuje go z jego kradzieżami, agresją w stosunku do Marii w Betanii, aż po planowanie zdrady w Wieczerniku i samą zdradę. Zwraca się do niego słowami: „Przyjacielu, po coś przyszedł?”. Bóg czyni się opiekunem, obrońcą Kaina (bratobójcy, mordercy), ogłasza go jakby swoim krewnym, którego każdą krzywdę pomści. Dowód? „»Skoro mnie teraz wypędzasz z tej roli, i mam się ukrywać przed tobą, i być tułaczem, i zbiegiem na ziemi, każdy, kto mnie spotka, będzie mógł mnie zabić!«. Ale Pan mu powiedział: »O, nie! Ktokolwiek by zabił Kaina, siedmiokrotną pomstę poniesie!«. Dał też Pan znamię Kainowi, aby go nie zabił, ktokolwiek go spotka”. (Rdz 4,14-15). Identyfikację Boga z grzesznikiem potwierdzają też mocno słowa Jezusa. Po wyliczance: kto karmi głodnego, poi spragnionego, przyjmuje bezdomnego, odziewa nagiego, odwiedza chorego… nagle dopowiada: „byłem w więzieniu, a nie odwiedziłeś Mnie”. Tak jakby chciał zaznaczyć: jestem w każdym drugim człowieku. Kluczem jest miłość. Zawsze.

Tak często oburzamy się, że Pan Bóg kocha grzeszników. A jeśli mamy pięcioro dzieci, którym każdego dnia tłumaczymy, by uważały przy szosie, po której pędzą tiry, i jedno z nich nie posłucha i leży poranione, to nad którym pochylimy się z największą troską? Nad czworgiem, które się grzecznie bawi? Nad zmasakrowanym grzesznikiem! A inne, zdrowe dzieci nie będą miały o to żalu. Jezus nie zwraca się do Samarytanki: napiję się, jeśli przestaniesz żyć na kocią łapę. On prosi: „daj Mi pić”. Wchodzi w relację i mówi: znam twoje pragnienia. Co wcale nie znaczy, że usprawiedliwia życie na kocią łapę! Już św. Augustyn pytał, czy dochodzimy do miłości przez prawo, czy przez miłość do prawa. I odpowiadał: właściwy jest ten drugi kierunek.

« 1 2 »
oceń artykuł Pobieranie..

Marcin Jakimowicz