"Don Giovanni" w Operze Wrocławskiej w zupełnie nowej odsłonie.
Don Giovanniego Wolfganga Amadeusza Mozarta w wersji bardziej klasycznej widziałam wieki temu, w dodatku na dvd. Postanowiłam wybrać się do Opery Wrocławskiej, bo niedawno miał w niej swoją premierę. Operę wyreżyserował André Heller Lopes, a dyrygował Marcin Nałęcz-Niesiołowski.
Przez moment nie bardzo wiedziałam, co się dzieje. Scenografia przygotowana przez Renato Theobaldo zaskakuje. Mamy wysokie regały z książkami, kratę, potem piętrowe łóżka. Jesteśmy w szpitalu psychiatrycznym, który wzorowany jest na sławnym XVIII-wiecznym zespole pałacowo-klasztornym w Mafrze niedaleko Lizbony. Podobno w czasach Mozarta jedna z budowli tego kompleksu mieściła właśnie olbrzymią bibliotekę i szpital, gdzie leczono obłąkanych.
Don Giovanni, grany przez świetnego Tomasza Rudnickiego (w wersji, którą ja widziałam), już na wstępie wertuje kolejne książki, jakby szukał własnych historii podbojów miłosnych, a może nowych inspiracji. W końcu ten casanova szczyci się kolejnymi zdobyczami. O których zaśpiewa z uśmiechem Leporello, co wcale nie ucieszy zakochanej po uszy w Don Giovannim - Donny Elwiry.
Ten szpital jest jednak dziwny. Pacjenci i lekarze, pielęgniarki, wszyscy zdają się być chorzy. Podobno miłość jest szalona, ale raczej szaleństwem jest pożądanie. Ta wersja opery w jakiś niezwykły sposób przypomina o tym, co dzieje się we współczesnym świecie. Seks, zero zahamowań, wieczny karnawał (który pojawia się również na scenie).
Don Giovanni łamie kolejne serca, zdobywa wbrew woli, nakłania do grzechu i jeszcze się tym chwali. Oszukuje, wplątuje w to wszystko swojego wiernego towarzysza Leporella. I choć Leporello jest ubrany w kitel lekarski, bardzo łatwo daje się przekonać, by udawać swojego pana. Pacjenci niby dostają tabletki, które jednak nie pomagają.
Wydawałoby się, że może ratunkiem dla Don Giovanniego będzie Donna Elwira, która widać, że mimo wszystko ciągle go kocha, a nie tylko pożąda (?). W końcu to ona prosi, by zerwał z tym hulaszczym życiem. Don Giovanni tylko się śmieje i dobitnie pokazuje, że nie zamierza się zmieniać - następuje scena, w której otoczony jest kobietami. To tak, jakby zło zdążyło go już wchłonąć. Opiera się Komandorowi-duchowi, do końca nie wykazuje skruchy. Pada dopiero, gdy zaleją go strumienie wody.
Muzycznie spektakl jest świetny. Wspaniałe głosy. Z kobiet pod względem aktorskim najbardziej przemówiły do mnie Donna Elwira (wypisz, wymaluj Frida Kahlo) i Zerllina (taka trzpiotka). Z mężczyzn zdecydowanie Don Giovanni, Masetto i Leparello.
Polecam. Spektakl daje do myślenia.
Poniżej trailer.
DON GIOVANNI - trailer
Opera Wrocławska
Małgorzata Gajos