Wpuścili mnie! – wołał przed dwudziestu laty Tomek Budzyński. Jestem zdumiony i zawstydzony tym, że zostałem wpuszczony przed Jego tron. On chyba naprawdę ma słabość do żebraków.
10.12.2018 10:30 GOSC.PL
Pamiętam niemal każde zdanie z tej rozmowy sprzed 20 lat. Tomek Budzyński opowiadał mi w „Radykalnych”: „Kiedyś, jakieś dziesięć lat temu, miałem taki sen: stałem gdzieś na dworze, była późna jesień, ciemny zimny wieczór, deszcz, szaruga... Stałem przed drzwiami jakiegoś budynku. Ze środka dochodził do mnie przepiękny śpiew. I tak jak to się we śnie czasem wie, pojmowałem, że tam, wewnątrz, odbywa się coś cudownego. Chciałem otworzyć drzwi, a drzwi były zamknięte. Nachyliłem się i zacząłem patrzeć przez dziurkę od klucza. Zobaczyłem wtedy coś takiego: śnieżnobiały obrus, ręce, które coś podają, blask świec, ludzi. Przez tę małą dziurkę od klucza docierała do mnie jakaś cudowna atmosfera, nieziemskie piękno. A ja byłem święcie przekonany, że tam, przy tym stole, jest Jezus Chrystus. I teraz w czasie jednej z Eucharystii coś mnie tknęło: spojrzałem na obrus, na kielich, na migotające świece i nagle mówię sobie: «Tak!». Aż ciarki przeszły mi po plecach... Mówię: «Boże jedyny, przecież to jest ten sen!». I mówię: «Wpuścili mnie!». Rozumiesz? Te drzwi, które były zamknięte, otworzyły się. Jezus, który siedział wewnątrz, zaprosił mnie do siebie! I teraz siedzę przy stole z żywym Jezusem. Jest to dla mnie szczęście nie do opisania”.
Im jestem starszy, tym lepiej go rozumiem. Nie wiem, dlaczego zostałem powołany, wezwany. „Wpuścili mnie!” – to jedyna odpowiedź. Jestem zdumiony i zawstydzony tym, że zostałem wpuszczony przed Jego tron. Nie ma w tym żadnej mojej zasługi. On chyba naprawdę ma słabość do żebraków.
Marcin Jakimowicz