Skrajna lewica ma kolejny powód do rozpaczy.
29.10.2018 13:01 GOSC.PL
Jair Bolsonaro wygrał wybory w Brazylii. Nie pomogły oskarżenia o rasizm, seksizm, homofobię i ksenofobię. Nie jest to jednak pierwsze tego typu zjawisko. Na „rasistów, seksistów, homofonów i ksenofobów” zagłosowali już Polacy, Amerykanie, Węgrzy, Czesi czy Włosi. Czyżby tego typu lewicowe zaklęcia przestały działać?
Dużo czynników złożyło się na zwycięstwo Bolsonaro w Brazylii. Na pewno wpłynęły na to afery korupcyjne. Na pewno wpłynął na to kryzys gospodarczy. Na pewno wpłynęła na to wysoka przestępczość. Ale nie tylko Bolsonaro poruszał te tematy. Ale ten były kapitan brazylijskiej armii jawił się jako kandydat wyjątkowo niepoprawny politycznie. I mimo to, a może właśnie dzięki temu, wygrał.
Nie można powiedzieć, że poprzednicy Bolsonaro byli wyjątkowo złymi liderami kraju kawy. Programy społeczne Inacio Luisa Luli da Silvy naprawdę wyciągnęły wielu Brazylijczyków z biedy. Jednak to nie wystarczyło do zwycięstwa, kiedy sam Lula nie mógł kandydować z powodu kary więzienia za korupcję. Na temat klęski lewicy w wyjątkowo lewicowej Brazylii na pewno powstanie wiele analiz. Ale obok kwestii gospodarki, bezpieczeństwa i korupcji, będą musiały się w nich pojawić kwestia niechęci mieszkańców Brazylii do forsowanych przez lewicę rozwiązań z arsenału ideologii gender i ruchów LGBT.
My podobną sytuację przeżywaliśmy niedawno w Polsce. W rozważaniach nad przyczynami klęski PO w 2015 r. nie może zabraknąć kwestii ideologii gender. Pod koniec swoich rządów Platforma zaczęła flirt z lewicą obyczajową. Jej postulaty zaczęły pojawiać się w ustach polityków i ministrów rządu PO-PSL. Polskie społeczeństwo zareagowało na ten flirt bardzo negatywnie. Nie dość że „gender” stał się groźny niczym Putin, to partie które się od niego nie odżegnały, poniosły ogromną klęskę 3 lata temu.
Lekcję PO wydaje się nie do końca rozumieć lewica. SLD osiągnęło w wyborach samorządowych historycznie niski wynik. Jedynym światełkiem może być dla nich dobry wynik Moniki Jaruzelskiej w wyborach do rady miejskiej w Warszawie. Jednak kiedy Jaruzelska w wywiadzie niewystarczająco entuzjastycznie odniosła się do postulatów ruchów LGBT, została skrytykowana przez sekretarza generalnego Sojuszu.
Podobne drogą na manowce poszła Partia Razem. Jeszcze w 2015 r. partia ta mogła wydawać się niektórym dobrą alternatywą dla PO i PiS. Jednak kierownictwo Razem skupiło się na udziale w Czarnych Marszach i kwestiach LGBT. I sondaże wyborcze Partii Razem spadły w okolice błędu statystycznego. Ten spadek tylko potwierdziły wybory samorządowe. Jednak ani SLD, ani Razem, zdają się nie wyciągać wniosków ze swoich porażek. Nie wróży to dobrze lewicy na przekroczenie progu w następnych wyborach.
W najbliższych dniach możemy mieć do czynienia z kolejnymi klęskami spowodowanymi przez flirt ze skrajnie lewicową obyczajowo ideologią. W USA Partia Demokratyczna już chłodziła szampana przed spodziewaną przez siebie wiktorią w wyborach do Kongresu. Na drodze stanęła jednak kwestia wyboru nowego sędziego do Sądu Najwyższego. Próba politycznego wykorzystania akcji #MeToo przeciwko konserwatywnemu Brettowi Kavanaugh rozjuszyła wielu Amerykanów. I zmobilizowała ich do poparcia dla republikanów. Jaki będzie tego efekt, zobaczymy 6 listopada.
W Polsce ciekawa będzie rozgrywka pomiędzy Kacprem Płażyńskim a Pawłem Adamowiczem w Gdańsku. Urzędujący prezydent tego miasta stracił mocno na popularności. Czy jednak wystarczy to do zwycięstwa Płażyńskiego? A może czynnikiem decydującym o wynikach wyborów w Gdańsku będzie niedawne poparcie Adamowicza dla ideologii ruchów LGBT? Gdańszczanie mogli usłyszeć dzwonek alarmujący przed tą ideologią w postaci Tęczowego Piątku. Czy to wystarczy do zmiany warty w ich mieście?
Bartosz Bartczak