Świat finansów ma mniejsze obawy o Polskę niż świat brukselskiej polityki.
15.10.2018 12:41 GOSC.PL
Agencje ratingowe, przyjaciel czy wróg? Jak się okazuje, wszystko zależy od punktu siedzenia. Kiedy w 2016 r. agencja Standard & Poor’s obniżała rating dla Polski, dla opozycji była kolejną instytucją „martwiącą się o demokrację w Polsce”, a dla rządu wrogiem numer jeden przez kilka dni. Kiedy kilka dni temu pojawiła się informacja o tym, że ta sama agencja rating podwyższyła, reakcje były zgoła inne. Zwolennicy rządu potraktowali tę decyzję niemal jak wotum zaufania światowych finansistów dla działań ekipy Morawieckiego. Za to zwolennicy opozycji potraktowali tę informację tak, jakby był to tylko komunikat banku centralnego Mołdawii. Ot, jak łatwo zmienić swój punkt widzenia.
A decyzje S&P, ani ta z 2016, ani ta z 2018, nie służyły żadnej ze stron sporu. Oczywiście, pojawią się teraz teorie spiskowe, że PiS dogadał się z światowymi finansistami i ich ocena polskiego rządu uległa zmianie. Ale będą to teorie równie poważne, jak te, że Trumpa prezydentem zrobili Rosjanie. A sprawa jest dużo prostsza. Okazało się po prostu, że rząd PiS nie spełnił pokładanych w nim „obaw”, dotyczących „rujnowania” polskiej gospodarki. Jakby nie patrzeć, Polska została przez analityków doceniona za wysoki wzrost gospodarczy, równowagę w handlu zagranicznym, w miarę stabilne finanse czy przewidywalną politykę monetarną. Oczywiście, nie jest tak dobrze, żeby nie mogło być lepiej. Chociażby tak jak w Czechach, których ratingi są znacznie wyższe.
Jakie są konsekwencje podwyższonego ratingu dla Polski? Mówiąc najprościej, powrót do punktu wyjścia z 2016 r. Nasz kraj zaczyna znowu być traktowany przez świat finansów tak, jak był traktowany przed dojściem PiS do władzy. Przy okazji zmiany ratingu często podkreślany jest fakt, że nie spełniły się obawy dotyczące niezależności banku centralnego czy skokowego powiększenia deficytu. Nie oznacza to jednak, że sytuacja gospodarcza Polski jest świetna. Jak w 2015 r., tak i w roku 2018 polska gospodarka ma sporo problemów, ale jest w nienajgorszym stanie. Z punktu widzenia nowojorskiego analityka to, czy w Polsce rządzi Donald Tusk czy Mateusz Morawiecki, nie ma już jednak większego znaczenia.
Świat finansów funkcjonuje na innych zasadach niż świat polityki. Mało go interesuje, co powiedział Guy Verhofstadt o Jarosławie Kaczyńskim. Bardziej interesuje go bezpieczeństwo interesów w danym kraju i z danym krajem. Można oczywiście mieć pretensje, że finansiści dbają przede wszystkim o swój zysk. I że właśnie zysku poszukują także w Polsce. Ale trudno mieć do nich pretensje, że nie są Caritasem. Jednak skoro widzą w Polsce okazję do zysku, znaczy to, że da się z Polakami robić interesy. I jak pokazują oceny analityków, da się robić interesy zarówno z Polakami „platformerskimi”, jak i „pisowskimi”.
Bartosz Bartczak