Nieczęsto się zdarza, by produkcja religijna była zarazem wybitnym dziełem artystycznym. Gibsonowi udało się stworzyć obraz, w którego centrum widz odnajduje siebie. Byłem na seansie z osobami, które nie przejawiały wówczas szczególnego przywiązania do spraw wiary, a jednak one także zastygły w bezruchu. Nie z przerażenia, nie z zażenowania, tylko – to wisiało w powietrzu – z poczucia dotknięcia prawdy, istoty tego, „o co w tym wszystkim chodzi”. Tak zapamiętałem ten film, który jeszcze przed premierą rozbudzał emocje. A gdy wszedł na ekrany, można było usłyszeć, że grzeszy dosłownością i brutalnością. Każdy jednak, kto podszedł do niego bez uprzedzeń, wiedział, że to żadne epatowanie grozą, tylko oddanie tego, czym naprawdę było zbawcze dzieło Chrystusa. Po „Pasji” nie da się już bezrefleksyjnie powtarzać słów: „Dla Jego bolesnej Męki”.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.