Miasto, masa, maszyna – wołali poeci Awangardy Krakowskiej. Miasto, milczenie, modlitwa – poprawiają mnisi ze Wspólnot Jerozolimskich. Właśnie rozpakowują walizki. Między stadionem Legii a Trasą Łazienkowską będą tracić czas dla Boga.
Obok klasztoru trąbią klaksony, koparki przebudowują stadion legionistów, a mnisi czytają: „W pracę i na ulicę, gdy idziesz lub wracasz sam albo jedziesz z ludźmi publicznym środkiem lokomocji, w zgiełk miasta, wszędzie wnoś ze sobą tajemnicę wewnętrznej ciszy. W ciągu dnia stwarzaj w sobie wielkie przestrzenie ciszy”. Nie uciekają od świata. W Mszach, codziennych liturgiach godzin, a nawet całonocnej adoracji – z czwartku na piątek będą mogli uczestniczyć wierni – opowiada pochodzący ze Śląska opolskiego brat Jakub. – W dzielnicy Brukseli, gdzie mieszkałem, żyło obok siebie aż 150 narodowości. Niezły tygiel. Na nasze modlitwy w ciągu tygodnia przychodziło około 40 osób. Jak na warunki brukselskie to niezły wynik. Pamiętajmy, że nasza liturgia trwa przecież z dwie godziny…
Dziś mnisi zmieniają go w prostą, piękną świątynię
Czy kościół w Warszawie będzie pękał w szwach? Czy przyciągnie tych, którzy chcą się modlić, śpiewając poruszające hymny Wschodu i Zachodu? Czas pokaże…– Nie boicie się tego, że ludzie okrzykną was jakąś elitką? – zaczepiam siostrę Magdalenę-Marię i brata Jakuba. – Nie – odpowiadają zgodnie. – Mamy być przede wszytkim sobą – opowiada siostra Magdalena. Trzy lata temu jechała z nami w przedziale jako krakowska studentka, która intensywnie myślała o wstąpieniu do wspólnoty. Dziś oprowadza nas po labiryncie korytarzy w błękitnym habicie. – Nie uznajemy się za żadną elitę. Żyjemy po prostu naszym charyzmatem. Nic nie poradzę na to, że dbamy o piękno liturgii – uśmiecha się.
Ma rację. Przekonał się o tym każdy, kto zetknął się z modlitwą Monastycznych Wspólnot Jerozolimskich. Widziałem w Rzymie, jak zagonieni, spoceni turyści wdrapywali się po słynnych Schodach Hiszpańskich, by odsapnąć troszkę w przyjemnym cieniu pobliskiego kościoła. Nie wiedzieli, że modlą się tam Wspólnoty Jerozolimskie. Wielu, słysząc przepiękne bizantyjskie hymny, siadało na dłuższą chwilę. Nawet Japończycy wyłączali swoje aparaty (co jest, przyznajmy, czynem dość heroicznym). Piękno zbawi świat – wołał Dostojewski. A ojciec Delfieux dodaje: Mnich jest liturgiem, a świątynia, w której Bóg przebywa, jest w środku miasta.
Płonie menora. Siostry zapalają kolejno siedem świec
– Znana na całym świecie ze swego niepowtarzalnego bizantyjskiego śpiewu siostra Marie Keyrouz powiedziała nam kiedyś: Sprawujemy liturgię w kościołach które są arcydziełami – opowiada siostra Magdalena. – Dlaczego nasza liturgia nie miałaby być również arcydziełem? Nie, nie dla naszej chwały… Przyznajmy bez bicia: kościół w Warszawie nie był arcydziełem architektury. Okrzyknięty przez warszawiaków złośliwie „Malborkiem” straszył pustkami. A jednak bracia zmienili go w surową, prostą, piękną świątynię.
Marcin Jakimowicz, zdjęcia Jakub Szymczuk