Nie śpiewajmy: „I próżny dla nas Twej męki trud”. Krew Baranka zmyła nasze grzechy, jest argumentem zatrzymującym anioła śmierci. Za wielką cenę zostaliśmy wykupieni.
Zacznijmy od wycieczki do Egiptu. Uprzedzam – to nie będą wczasy all inclusive. Będzie anielsko, ale niezbyt sielsko.
Gdy posłany przez Boga Anioł Niszczyciel przechodził przez pogrążony w mroku Egipt, zwracał uwagę tylko na jedno: na odrzwia i progi domów. Szukał na nich śladów krwi jednorocznego baranka. To był dla niego jedyny argument. Nie patrzył na to, czy ktoś jest pobożny, inteligentny, dobry, zły, błyskotliwy. Patrzył na krew. Gdy jej nie znalazł, wchodził do środka.
Rodziny, które oznaczyły krwią swe domy, zostawiał w spokoju. „Gdy ujrzę krew, przejdę obok i nie będzie pośród was plagi niszczycielskiej, gdy będę karał ziemię egipską” – usłyszeli Izraelici. Doskonale wiedzieli, że to nie była propozycja. To nie było opcjonalne, nie było rodzajem gry komputerowej, w której przechodzi się na kolejny level, mając w zanadrzu dodatkowe „życie”. Oni musieli zabić baranka, by uniknąć zderzenia ze śmiercią pierworodnych.
Słowo „pascha” pochodzi od hebrajskiego pesach i oznacza „pominięcie”. Krew baranka sprawiała, że śmierć omijała dzieci Izraelitów. To była straszna noc w państwie faraonów. Rozdzierał ją płacz, bezradny krzyk, okrzyki przerażenia. Ocaleli tylko ci, którzy mieli na drzwiach krew baranka.
To jest Baranek!
Wracamy z Egiptu, ale zanim dotrzemy nad Wisłę, zatrzymajmy się przez chwilę nad inną rzeką. Gdy zapowiadający na pustyni przyjście Mesjasza Jan Chrzciciel ujrzał nad brzegiem Jordanu Jezusa, zawołał: „Oto Baranek Boży, który gładzi grzechy świata”. Powtórzył to następnego dnia, gdy rozmawiał w tym samym miejscu ze swoimi uczniami. „Gdy zobaczył przechodzącego Jezusa, rzekł: »Oto Baranek Boży«. Dwaj uczniowie usłyszeli, jak mówił, i poszli za Jezusem”.
Co sprawiło, że uczniowie proroka ruszyli w ciemno za kimś, kto został nazwany Barankiem? Dla nas brzmi to jedynie jak mistyczna zapowiedź Eucharystii, a przecież zgromadzony wokół Jana tłum doskonale wiedział, o czym prorok mówi. Przybywający nad brzeg rzeki Żydzi znali kontekst. Nikt z nich nie pytał: „Janie, o co chodzi? Dlaczego mówisz metaforami?”. Nad rzekę przyszedł Ten, który zapłaci za grzech. Baranek, który zostanie zgładzony, by śmiercią zwyciężyć śmierć. Ten, którego krew będzie wystarczającym argumentem, by otworzyć nam niebo.
Musiał przyjść ktoś stamtąd
Skoro krew zwykłego jednorocznego baranka skutecznie zatrzymywała Niszczyciela niosącego śmierć, to jak potężną moc ma krew samego Bożego Syna!
– Niewola grzechu jest o wiele głębsza niż niewola w Egipcie. Niewolnik nie wyratuje niewolnika. Dlatego Izraela wybawił Mojżesz, człowiek wolny, wychowany na dworze faraona. Nasza niewola grzechu była tak głęboka, że musiał przyjść ktoś „stamtąd”! Doskonale wolny. To był Jezus Chrystus – opowiada Kazimierz Barczuk, Żyd pracujący od lat z osobami ocalałymi z Holocaustu. – Tylko On mógł nas wyzwolić, bo niewola była tak głęboka. I dziś, kiedy anioł śmierci idzie w twoim kierunku, Jezus mówi do niego: „Zostaw go. Ja za niego zapłaciłem”. Bóg zakazał Żydom łamania barankom kości, dlatego gdy Jan Ewangelista zobaczył, że na Golgocie nie łamano Jezusowi kości, miał prawo zakrzyknąć: „Tak, to jest Mesjasz! To jest Baranek!”.
Ten sam święty Jan tak układa swą ewangeliczną narrację, że Chrystus umiera w chwili, gdy w świątyni zabijane są baranki paschalne. Pascha Chrystusa wypełnia i zastępuje żydowską Paschę. Jezus umiera w chwili, gdy w świątyni wiesza się na hakach baranka za tylne nogi, zdejmuje z niego skórę i wyjmuje wnętrzności, by części przeznaczone na spalenie złożyć na ołtarzu. On jest Barankiem, który gładzi grzechy świata.
Ostatnimi słowami rozpiętego między niebem a ziemią Skazańca był krzyk, który znamy w tłumaczeniu: „Wykonało się!”. Tymczasem greckie tetelestai to okrzyk zwycięstwa, a jedno z tłumaczeń tego słowa brzmi… „zapłacono”. Konający Mesjasz wyszeptał: „Abba, zapłaciłem”.
Na pewno
Jak to dobrze, że w popularnej pieśni „Serce Twe, Jezu, miłością goreje”, zwrot „i próżny dla nas Twej męki trud” zamieniono na „czyż próżny”. Wolę pytanie retoryczne niż pobożnie zakamuflowaną herezję. Krew Baranka zmyła nasze grzechy. Jeśli krew zwykłego jednorocznego baranka bez skazy była wystarczającym argumentem dla Anioła Niszczyciela, o ileż bardziej będzie nim krew Syna Bożego, który „ani nie przez krew kozłów i cielców, lecz przez własną krew wszedł raz na zawsze do Miejsca Świętego, zdobywszy wieczne odkupienie”.
„Mamy, bracia, pewność, iż wejdziemy do Miejsca Świętego przez krew Jezusa” (Hbr 10,19) – przypomina autor Listu do Hebrajczyków. Zachwyca mnie słowo: „pewność”. Nie przypuszczenie, ale pewność! Jestem ocalony, nabyty za ogromną cenę. Chroni mnie krew Baranka. Moje długi zostały spłacone. Mam nadzieję, że w czasie ostatecznej konfrontacji, w dniu sądu, nie odrzucę tej niebiańskiej oferty.
Szalona miłość Pana Boga
„Na płaskim podwyższeniu znajdującym się na dziedzińcu kapłańskim stał wielki ołtarz z brązu” – przypomina teolog i filozof Johannes Hartl z Domu Modlitwy w Augsburgu. „Przez ofiary składane na tym ołtarzu w czasach Starego Testamentu ludzie byli oczyszczani z grzechów. Starotestamentalne ofiary stanowiły jednak tylko preludium do jedynej prawdziwej ofiary, jaką Jezus złożył z samego siebie, umierając na krzyżu, by oczyścić cię z grzechów. Bóg zamieszkuje w niedostępnym blasku, którego jasności grzeszni, śmiertelni ludzie nie mogliby oglądać o własnych siłach. Możemy wchodzić w obecność Boga tylko dlatego, że Jezus otworzył nam do niej dostęp, przelewając swoją krew”.
Święta siostra Faustyna usłyszała, że każdego dnia ma ofiarować „Ojcu Przedwiecznemu, ciało i krew, duszę i bóstwo Jego najmilszego Syna”. I miała doświadczenie, że ta pokorna modlitwa, przywoływanie krwawej męki Jezusa, jest skutecznym wołaniem o Boże miłosierdzie.
„Oto nadchodzą dni – zapowiedział Bóg – kiedy zawrę z domem Izraela i z domem judzkim nowe przymierze. Nie jak przymierze, które zawarłem z ich przodkami, kiedy ująłem ich za rękę, by wyprowadzić z ziemi egipskiej. To moje przymierze złamali”.
– Złamali moje przymierze? Więc Ja zawieram z nimi nowe. Na lepszych zasadach – wyjaśnia franciszkanin o. Rafał Kogut. – Niepojęte… To jest szalona miłość Pana Boga. Uświadomiłem sobie, że Jezus przelewa krew i zawiera w moim imieniu przymierze z Bogiem Ojcem. Odtąd to, co należy do Boga, należy i do mnie. To jest fakt. Do mnie należy całe niebo.
Lipiec i krew
Najodpowiedniejszym z miesięcy, by sobie to uświadomić był… rozpalony słońcem lipiec. Dlaczego? Bo to wówczas Kościół w wyjątkowy sposób czci Najdroższą Krew Chrystusa. O ile poświęcone Maryi nabożeństwa majowe czy związane w kultem Najświętszego Serca Jezusowego czerwcowe weszły na dobre w krwiobieg życia Kościoła, o tyle tradycja „lipcowego” nabożeństwa, w którym czcimy Krew Mesjasza, odeszła w zapomnienie.
Od czasu Soboru Watykańskiego II uroczystość Najdroższej Krwi Chrystusa (obchodzoną 1 lipca, a ustanowioną dekretem „Redempti sumus” w 1849 roku przez papieża Piusa IX) złączono z uroczystością Najświętszego Ciała Chrystusa, czyli Bożego Ciała. Na zasadzie przywileju w lipcu zachowała się ona jedynie w zgromadzeniach Księży Misjonarzy i Sióstr Adoratorek Krwi Chrystusa.
1 lipca 2001 r. tuż przed modlitwą Anioł Pański Jan Paweł II przypomniał: „Zaczyna się lipiec, miesiąc, który zgodnie z ludową tradycją poświęcony jest kontemplacji Najświętszej Krwi Chrystusa, niezgłębionej tajemnicy miłości i miłosierdzia. Krew Chrystusa jest ceną, którą Bóg zapłacił, aby wyzwolić ludzkość z niewoli grzechu i śmierci. Jest niezbitym dowodem miłości Niebieskiego Ojca do każdego człowieka, bez żadnego wyjątku. To Krew, której jedna kropla może wybawić cały świat od wszelkiej winy”.
„Od biczowania po przebicie boku po śmierci na krzyżu Chrystus przelał całą swoją krew jako prawdziwy Baranek, ofiarowany za powszechne odkupienie” podkreślił 5 lipca 2009 r. Benedykt XVI. A rok później w katedrze westminsterskiej pw. Przenajdroższej Krwi Jezusa Chrystusa przypomniał: „Wylana Krew Chrystusa jest źródłem życia Kościoła”.
Moc kropelki
Wielkim czcicielem krwi Jezusa był ich święty poprzednik, Jan XXIII. To on 24 stycznia 1960 r. zatwierdził tekst litanii do Najdroższej Krwi Pana Jezusa, a w liście „Inde a primis” gorąco zachęcał wiernych do szerzenia tego kultu. To piękny dokument, w którym Papież Uśmiechu przypomniał, za jaką cenę zostaliśmy odkupieni: „Chcemy mówić o szczególnej czci Przenajdroższej Krwi Jego. Ten rodzaj pobożności stał się naszym zwyczajem już od zarania naszego dzieciństwa, gdyśmy w rodzinnym domu przebywali. Jeszcze dzisiaj z wielkim wzruszeniem wspominamy odmawianie litanii do Przenajdroższej Krwi, w lipcu, pod przewodnictwem naszych rodzicieli. Niechaj wierni rozważają, jak wielką i nieskończoną wprost mocą bije ta Krew prawdziwie Przenajdroższa, »której kropelka z grzechu wszelakiego oczyścić może każdego grzesznego« – jak ustami Anielskiego Doktora śpiewa Kościół święty (hymn: Adoro te, devote)”.
Papież nie tylko zatwierdził kult Najdroższej Krwi, ale zrównał go z kultem Najświętszego Imienia Jezus i Najświętszego Serca Jezusowego. W swym dokumencie przywołał postać rzymianina, świętego Kaspra del Bufalo (1786–1837), który odznaczał się tak wielkim kultem do Najdroższej Krwi Chrystusa, że w wielu kościołach Wiecznego Miasta wprowadził specjalne nabożeństwo. Trwało przez cały rok, bo poszczególnym świątyniom Kasper przypisywał w modlitewnym grafiku kolejne miesiące roku. Założył rodzinę zakonną pod wezwaniem Najdroższej Krwi Pana Jezusa. Zgromadzenie to modli się także w Polsce. Rok po II wojnie światowej nad Wisłę dotarły również Siostry Adoratorki Krwi Chrystusa, założone przez św. Marię de Mattias.
„Człowiek jest człowiekiem, ponieważ w jego życiu dochodzi do głosu pierwiastek boski. Nie jest biernym widzem kosmicznego dramatu. Więcej w nas jest pokrewieństwa z pierwiastkiem boskim niż jesteśmy w stanie uwierzyć” – pisał żydowski filozof Abraham Joshua Heschel.
Wyraz „pokrewieństwo” ma źródło w słowie „krew” Jesteśmy krewnymi Tego, który przyjął nas do rodziny. Zapłacił za to swoją krwią.
Marcin Jakimowicz